Pielęgniarka na oddziale neonatologicznym to osoba, która dba o bezpieczeństwo, pielęgnację i leczenie Waszego wcześniaka. Zapraszamy do rozmowy z pielęgniarką koordynującą, pracującą w Klinice Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka IMiD. Przeżyjemy razem dzień w pracy pielęgniarki!
Subskrybuj nasz kanałKatarzyna Nawrocka: Dzień dobry, w dzisiejszym odcinku programu „Pośpiesznym na świat” chciałam Was zaprosić na Oddział Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka, gdzie zobaczymy, jak wygląda dzień pracy pielęgniarki.
Dorota Lewandowska: Dzień dobry, nazywam się Dorota Lewandowska, jestem pielęgniarką koordynującą, pracuję w Instytucie Matki i Dziecka w Klinice Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka.
Dyżur dzienny i nocny
KN: Dorota jest dzisiaj moim gościem i chciałabym, Doroto, żebyś nam opowiedziała dzień z życia pielęgniarki. Chciałabym wierzyć, że zaczynasz go od chwili relaksu, odpoczynku, wprawienia się do pracy czy też kawy.
DL: Na ogół tak jest. Zmieniamy dyżury, czyli zmiana nocna wychodzi do domu, a przychodzi zmiana dzienna, ale żeby to się mogło odbyć, musimy podzielić się tym, co najważniejsze, czyli: informacjami o stanie pacjenta, o tym ile tych dzieci jest, w jakim są stanie. Jest nas na dyżurze na ogół 5-6 osób, Klinika nie jest duża. Mamy około 15 do 18 pacjentów i w Klinice jest taki zwyczaj, że dzielimy się pacjentami, czyli gdy przychodzę na dyżur biorę 3-4 pacjentów i oni są przez cały dyżur pod moją opieką. Gdy przychodzą koleżanki zmieniamy się, ja opowiadam im przy tych pacjentach o tym, co się działo, oprócz tego, że oczywiście całą dokumentację wypełniam, spisuję raport. Mamy zwyczaj, żeby opowiedzieć przy pacjencie, żeby to było dosłowne, ponieważ pacjent jest tak mały, że nie może nam sam nic powiedzieć.
KN: To wygląda jak obchód, czy opisujesz mi właśnie obchód?
DL: Tak, tak to dokładnie jest taka zmiana nasza dyżurowa, natomiast po niej około 8:15 zaczyna się obchód z panią profesor i ze wszystkimi lekarzami i to jest taka odprawa poranna, kiedy lekarz dyżurny przekazuje wszystkie informacje o wszystkich dzieciach z Kliniki, po kolei. Dzielimy się tym, co się działo, dobrego, czy złego, uwagami dotyczącymi tego, co się stało na dyżurze, jakie są plany na ten dyżur.
KN: Bo dużo się może zmienić, kiedy kończysz dyżur dzienny i przychodzi zmiana nocna, przychodzisz na drugi dzień do pracy i okazuje się, że jest dwóch nowych pacjentów, że wydarzył się, niestety, jakiś wypadek w ciągu dyżuru nocnego. A Ty, jako osoba przejmująca zmianę, wszystko to musisz wiedzieć.
DL: Tak jest.
Pielęgniarka na oddziale neonatologicznym
KN: Jak wygląda taki obchód, jeśli chodzi o Twoją rolę, rolę pielęgniarki?
DL: Jest niezwykle ważny. Tak jak mówiłam, nasz pacjent nic nie powie, nie powie, co go boli, nie powie, że jest mu niewygodnie, że jest w jakimś dyskomforcie albo zaczyna się infekcja, czy ma problemy z brzuszkiem. Wszystko zależy od naszej obserwacji. Oprócz tego, że mamy niesamowite monitory i niesamowitą aparaturę, do której są podłączeni pacjencie, to wnikliwa obserwacja i wiedza są niezbędne do tego, byśmy mogli tymi dziećmi się opiekować.
KN: Jak już obchód z panią profesor, z panem profesorem, w zależności od personelu, jest skończony, to rozumiem, że dostajecie zalecenia, jak z danym pacjentem dalej postępować.
DL: U nas jest pani profesor, przez wiele lat była pani profesor Ewa Helwich.
Zespół neonatologiczny
KN: Mieliśmy okazję panią profesor gościć nawet kilka razy.
DL: Teraz szefem Kliniki jest pani profesor Rutkowska i zwyczaje są ciągle te same, ponieważ panie pracowały razem i kontynuujemy to wszystko, co przez wiele lat wypracowaliśmy jako zespół. Pracujemy w zespole wielospecjalistycznym. Jest psycholog, są neonatolodzy, pielęgniarki, położne, fizjoterapeuci, neurologopedzi, są też specjaliści z zupełnie innych dziedzin, czyli: neurolodzy, chirurdzy, neurochirurdzy, onkolodzy, bo takie dzieci też są naszymi pacjentami, wszyscy ci specjaliści składają się na ten zespół. Bardzo indywidualnie, w zależności od stanu pacjenta są zapraszani, omawiany jest pacjent, stan jego zdrowia i odpowiednio dobierane leczenie, żeby jak najbardziej mu pomóc.
KN: Cały czas wspominasz o pacjentach, a tutaj rzeczywiście mówimy o bardzo małych dzieciach. Nasi widzowie tego nie wiedzą, ale my rozmawiałyśmy przed włączeniem kamer o tym, że w naszym programie pojawił się jeden z Twoich pacjentów. Mogłaś mi na jednym tchu opowiedzieć jego historię, czyli Wy pamiętacie te dzieci!
DL: Pamiętamy. Każda rodzina i każde dziecko, to jest inna historia. To są niesamowite historie i te dzieci to są bohaterowie, absolutni herosi. Wiedza medyczna jest bardzo zaawansowana, aparatura również, nasza wiedza jest rozległa, natomiast dzieci potrafią nas całkowicie zaskoczyć.
Historie wcześniaków
KN: To jest piękne. Oczywiście w żaden sposób nie ujmując lekarzom, pielęgniarkom, którzy walczą o życie i zdrowie tego dziecka, ale właśnie na przykładzie małego Patryka rozmawiałyśmy o tym, że był bardzo skrajny przypadek i Ty byłaś zdziwiona, że Patryk dostał tę szansę i jest tak wysoko funkcjonującym dzieckiem.
DL: Absolutnie. Dostał tę szansę dzięki swojej mamie, bo urodził się w domu i mama mu udzielała pierwszej pomocy przed przyjazdem pogotowia. Jeśli mama leży na patologii ciąży, jeśli z jakichś powodów ta ciąża ma się rozwiązać, jest zaopiekowana i ten poród, choć przedwczesny, jest maksymalnie przygotowany i obstawiony medycznie. Patryk się urodził w domu i od samego początku był niezwykłym dzieckiem. Był bardzo waleczny. Nikt nie dawał mu dużych szans przeżycia, ponieważ był bardzo malutki, wychłodzony. Trafił do nas w 2 czy 3 godzinie życia, a więc bardzo długo od chwili narodzin w domu do tego czasu, kiedy przywiozło go pogotowie do Kliniki, a sami Państwo zobaczą, że jest niesamowitym chłopcem.
KN: Nasi widzowie już mieli szansę to zobaczyć, bo odcinek z Patrykiem już na naszym kanale się pojawił. Chciałam Cię zapytać, czy to są wyjątkowe historie? Mówię o historiach takich, jak Patryka, czy to jest Twoja codzienność?
DL: No, raczej codzienność. Każda rodzina jest wyjątkowa, wyjątkowe są historie. Wzruszające, niesamowicie i każdy dzień to jest nauka pokory.
Indywidualne podejście do małych pacjentów
KN: Na Waszym oddziale znajdują się różni pacjenci. Ja bym oczywiście chciała, żebyśmy się skupili na wcześniakach, a z wcześniakami bardzo często masz do czynienia. Jaka jest różnica między dziećmi? Wiem, że są wcześniaki skrajne, które w inny sposób potrzebują pomocy niż dzieci urodzone na przykład w 32. tygodniu ciąży. Mogłabyś opowiedzieć o swojej rutynie na przykład przy inkubatorze?
DL: Mogłabym opowiedzieć, ale słowo rutyna kojarzy mi się źle. Mamy procedury i są konkretnie opisane, natomiast absolutnie dostosowujemy się do pacjenta. Lata wypracowane przy pacjencie nauczyły nas tego. Na początku to było minimal handling, czyli staraliśmy się grupować wszystkie zabiegi, żeby jak najrzadziej do dziecka podchodzić, żeby wszystko zrobić na raz, żeby ten czas spokoju był jak najdłuższy. Teraz już wiemy, że to nie jest dobre, że trzeba się dostosować do dziecka. To jest optimal handling, czyli na przykład: nie kłujemy, nie pobieramy dzieciom krwi, przed karmieniem, żeby nie kojarzył im się ten bodziec bólowy z karmieniem, żeby zdążyły go wyciszyć. Takich niuansów różnych jest wiele. To jest bardzo indywidualne. Niektóre dzieci potrzebują znacznie więcej tej uwagi, żeby mogły iść do przodu, zacząć jeść smokiem, zacząć uczyć się ssać pierś – potrzebują znacznie więcej uważności i spokoju. Inne dzieci oczywiście też tego potrzebują, ale nie okazują tego w wyraźny sposób i nie jest im to niezbędne do prawidłowego rozwoju, do tego, żeby mogły wzrastać i rozwijać się.
Pielęgniarka na oddziale – zadania
KN: I to osoba na Twoim stanowisku pobiera krew, robi badania przesiewowe, podaje szczepienia?
DL: Tak, to pielęgniarki i położne wykonują wszystkie te zabiegi i musicie sobie Państwo wyobrazić, że pobranie krwi u tak maleńkiego dziecka, założenie mu wkłucia obwodowego to jest absolutnie wyczyn. Trzeba do tego przywyknąć i młody personel musi przejść odpowiednie szkolenie, żeby czuł się samodzielnie i bezpiecznie w tych wszystkich czynnościach.
Jeśli chodzi o szczepienia, to dzieci są szczepione zaraz po porodzie szczepionką przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typy B, nawet te, które urodziły się z jak najmniejszą masą, a pozostałe szczepienie – szczycimy się tym, że od nas dzieci wychodzą absolutnie wyszczepione, łącznie ze szczepionką przeciwko rotawirusowi, która od 2021 roku jest w kalendarzu szczepień – jednak wszystkie nasze dzieci mają indywidualny kalendarz szczepień. Lekarz prowadzący decyduje o tym, że dziecko dojrzało do kolejnej dawki szczepienia, że jest dobrym stanie i każde z tych dzieci taki indywidualny kalendarz ma.
Pielęgniarka pomaga rodzicom
KN: Czy oprócz tego, że pomagacie w obchodzie, robicie badania, no niestety, jesteście też tymi paniami od robienia zastrzyków i pobierania krwi, uczycie też rodziców kąpać, przewijać dzieci?
DL: Tak, tak, jest to jak najbardziej nasza rola, uczymy ich. Najpierw, gdy dziecko jest w ciężkim stanie, rodzic siedzi tylko przy inkubatorze. Jeśli nic nie może zrobić, może włożyć rękę do inkubatora i potrzymać swoje dziecko. Uczymy tego bezpiecznego dotyku. Jeśli stan dziecka jest na tyle ciężki, że mama nie może jeszcze wziąć dziecka na ręce, przytulić go do swojej skóry, zrobić ten kontakt skin to skin, czyli to co jest niezwykle ważne dla budowania ich więzi i poczucia bezpieczeństwa dziecka. Ono czuje zapach mamy, ono jej głos zna jeszcze sprzed czasu porodu. Jeśli to jeszcze nie jest możliwe, to mamy czytają. Różnie czytają, czasami książki dla dorosłych, czasem bajki dla dzieci, wszystko to, co mama chce. Siedzi przy inkubatorze i cichutko czyta. Uczymy też mamy rozpoznawać potrzeby dzieci, kiedy potrzebują czasu spokoju – mamy są przy swoim dziecku, ale nie muszą robić nic, nie muszą się wysilać na to, że ona musi coś czytać, mówić, bo nie jest tak, że musi. To jest absolutna dowolność. Mamy uczą się od nas, kiedy dziecko potrzebuje tego spokoju, kiedy nie należy mu przeszkadzać.
KN: Czego najbardziej boją się rodzice? Skupiamy się na mamach, bo zazwyczaj tak jest, że to mama zostaje z dzieckiem w szpitalu albo jest częstym gościem, ale mamy też tatusiów. Czego najbardziej boją się rodzice, jeśli chodzi o opiekę przy inkubatorze?
DL: Pierwsza wizyta w takiej klinice jak nasza, zawsze wiążę się z dużym stresem. Nikt sobie nie wyobraża, że urodzi mu się tak maleńkie dziecko, widać mu naczynia krwionośne, pokryte plasterkami, podłączone do aparatury i właściwie te rurki, kabelki pokrywają całe to dziecko, nie widać go zza tej pieluchy. Na ogół tymi pierwszymi odwiedzającymi są tatusiowie. Wielu ojców przezywa szok, mamy też. Gdy dziecko jest większe, w lepszym stanie, ojcowie mówią czasami, że nie powiedział mamie, jak ono źle wygląda, jak jest chude, bo nie chciał jej dokładać stresu.
Pierwszy kontakt jest trudny, ale każdy następny jest już lepszy. Nasi psychologowie wielokrotnie powtarzają i uczą nas, żebyśmy my, pielęgniarki i położne, nie zmuszali rodziców do tego kontaktu. Żebyśmy wyczekali na ich gotowość. Niektórzy rodzice, mamy są natychmiast gotowe do dotykania swoich dzieci, do brania ich na ręce, kangurowania, a inne mamy potrzebują czasu. Po naszej stronie jest uważność, żebyśmy nie zmuszały rodziców do niczego, co przekracza ich poczucie bezpieczeństwa.
Bezpieczeństwo wcześniaka w szpitalu
KN: Wiemy, czego boją się rodzice, a teraz chciałam zapytać, czego boją się pielęgniarki przy takim maleństwie?
DL: Przede wszystkim tego maleństwa. Dzieci są od nas całkowicie zależne. Aparatura jest wspaniała i supernowoczesna. Przez lata działania Kliniki od 1997 roku to wszystko się absolutnie zmieniło, respiratory, inkubatory, kardiomonitory, mamy aparaty, które mierzą ból u dziecka. Dziecko jest zaopatrzone we wszystko, co jest możliwe i dostępne dzisiaj na świecie dla takich dzieci, ale jest niezbędna wiedza i obserwacja tych dzieci. Wzdęty brzuszek, nieoddawanie moczu przez dziecko, to są takie subtelne sygnały, które mogą nas zawiadamiać o tym, że coś się dzieje, rozwija się jakaś infekcja albo że to może być martwicze zapalenie jelit – u tych dzieci bardzo często się zdarza jako powikłanie wcześniactwa. Wnikliwa obserwacja i wiedza jest niezbędna do tego, żeby się opiekować tymi dziećmi i absolutnie nie należy popadać w rutynę. Mówiliśmy o rutynie, ale takiej dobrej. Nie możemy wychodzić z założenia, że ja wszystko wiem i dziecko jest podłączone do monitora i ja nic nie muszę robić, absolutnie nie.
Dla mnie największym stresem, gdy przeszłam z oddziału dla dorosłego do oddziału neonatologicznego, było liczenie leków. To był dla mnie kosmos, że dziecko z ampułki, w której jest 250 miligramów w 2 mililitrach, ma dostać 7,5 miligrama w 3 mililitrach. To były olbrzymie trudności i na to się trzeba przestawić, tutaj dosłownie podajemy po kropelce różnych leków, odpowiednio, bardzo precyzyjnie wymierzonych, natomiast nigdy to nie są całe ampułki, jak u dorosłych – począwszy od reanimacji, a skończywszy na zwykłych czynnościach pielęgnacyjnych. To są niezwykle małe, precyzyjny ilości, które są tym dzieciom potrzebne.
Wyjście wcześniaka do domu
KN: Takie wyzwanie, żeby się nie pomylić. Na koniec muszę zapytać Cię o Twoje emocje, w dniu, w którym taki skrajny wcześniak lub dziecko, które miało problemy, było na Waszym oddziale – wychodzi do domu.
DL: Jesteśmy wszyscy wzruszeni. To jest chwila, w której rodzice są wzruszeni i my jesteśmy wzruszeni, przygotowujemy się wszyscy. Przygotowujemy rodzinę. Te dzieci są u nas 3 miesiące, 4, 6 miesięcy, to jest tak długo, że one Klinikę traktują jak dom. Te wszystkie dźwięki, praca kardiomonitorów, alarmy, płacz innych dzieci, ilość osób, która zajmuje się tym dzieckiem, one zaczynają to traktować jako swoją normę. Wobec tego, jak idą do domu, to rodzice często przeżywają szok, że dziecko śpi niespokojnie, że jest zupełnie inne, niż było w szpitalu. Ono musi mieć czas, żeby do tego się przyzwyczaiło. Ale o tym wszystkim rodzicom przed wyjściem mówimy i mamy czas, żeby się przygotować. Jesteśmy wzruszeni. Instytut jest placówką wielospecjalistyczną i dzieci przychodzą później do poradni, do specjalistów, mamy okazję zobaczyć, jak one się rozwijają. Bardzo szybko to się dzieje, po 2-3 miesiącach żeby nie rodzic, to dziecko już jest nie do poznania. Rosną, są duże, zrelaksowane, zupełnie inaczej się zachowują, niż dzieci, które są w klinice.
KN: Nie mogłam sobie wyobrazić lepszej puenty. Jedyne co mogę powiedzieć, to że dziękuję za to co robisz, mówię w imieniu wielu rodziców, bo jesteście na pierwszej linii frontu i pomagacie w tak stresującej sytuacji, w tak trudnym momencie, że mogę być tylko dumna, że zgodziłaś się z nami porozmawiać.
DL: Ja dziękuję bardzo i czuję się zaszczycona, że mogę brać udział w życiu tych rodzin. Spotkanie ich jest dla nas za każdym razem absolutną nauką.
Pośpiesznym na świat – Pielęgniarka neonatologiczna – pytania i odpowiedzi