Aleksander Adamczyk 29. tydz., 44 cm, 1450 g, 17.06.2012 r.
Do niedawna byliśmy z mężem szczęśliwymi rodzicami 6-letniej Julki. Ale córka, jak prawie każda jedynaczka, poprosiła rodziców o rodzeństwo i jej prośba została spełniona. Moja ciąża przebiegała prawidłowo do dnia 1 kwietnia 2012 roku. Byłam wtedy w 18. tygodniu ciąży i trafiłam do szpitala na obserwację z powodu przedwczesnych skurczy porodowych. We wstępnych badaniach kontrolnych wszystko było w najlepszym porządku, ale na „wszelki wypadek” zostałam na obserwacji na oddziale patologii ciąży w Tychach. Niestety na drugi dzień z niewiadomych przyczyn pękł pęcherz płodowy i całkowicie odeszły wody.
Podczas badania lekarskiego Pani doktor stwierdziła, że do dwóch tygodni ciąża na pewno się „poroni” i dziecko nie ma żadnych szans na przeżycie. Chwile, które wówczas przeżyłam, nie sposób opisać. Dla mnie i mojej rodziny był to niewątpliwie jeden z najtrudniejszych okresów w naszym życiu. Nie mówiąc o tym, ile razy razem z mężem pochowaliśmy w myślach naszego nienarodzonego jeszcze synka.
Lekarze, widząc moje załamanie, co dwa dni robili mi badanie usg tylko po to, żeby stwierdzić, że „płód obumarł” i można wywołać akcję porodową. „Płód” jednak nie obumierał, a wręcz przeciwnie rósł i rozwijał się jak na takie warunki bardzo dobrze. Po 4 tygodniach pobytu w tyskim szpitalu narodziła się nadzieja, że może uda się uratować naszego ukochanego synka i w tym celu przeniosłam się do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej, który specjalizuje się w ratowaniu nawet tych najmniejszych wcześniaków. Tam, na oddziale patologii ciąży spędziłam jeszcze 7 tygodni. Cały ten czas to była gorąca modlitwa i walka o życie synka! Z łóżka szpitalnego nie wstawałam nawet na chwilę, stale borykałam się z infekcjami i innymi przykrymi dolegliwościami. Z sześcioletnią córeczką rozłączyłyśmy się na blisko pół roku. W końcu 17 czerwca w 29. tygodniu ciąży i wagą 1450 g w wyniku cięcia cesarskiego na świat przyszedł nasz syn Aleksander. Nasza radość nie znała granic, zdarzył się prawdziwy cud!!!!
Jednak wiadomości, jakie dostaliśmy od lekarzy, nie były dobre…. Syn był w stanie krytycznym, nie potrafił samodzielnie oddychać i od razu został zaintubowany. Podczas badania rtg wykryto odmę opłucnową prężną. Do niewydolności oddechowej doszła również niewydolność krążenia, krwawienie śródczaszkowe II st., zaburzenia rozwoju pochodzenia ośrodkowego II st., niedokrwistość wcześniacza, słaba kurczliwość mięśnia serca oraz duże drożne PDA. Problemy z oddychaniem trwały tygodniami (w tym czasie syn przeszedł m.in. zachłystowe zapalenie płuc) i ciągną się do teraz. Lekarze zdiagnozowali dysplazję oskrzelowo-płucną w stopniu umiarkowanym. Oluś przez około 10 tygodni był bardzo tlenozależny. Przez cały ten czas byłam przy synku jako pacjentka szpitala.
Pięć tygodni temu syn opuścił oddział neonatologiczny, oddycha samodzielnie, a jest to skutek podania kursu sterydów (Dexametazonu). Uporaliśmy się też z retinopatią.
I choć jesteśmy Bogu i życiu wdzięczni za pięknego synka, to jednak sen z powiek spędza nam dysplazja oskrzelowo-płucna…
Stoi przed nami widmo ciężkich chorób dolnych dróg oddechowych u naszego synka. Każda najmniejsza infekcja, nawet katar może zabić nasze dziecko. Niestety nie kwalifikujemy się do programu profilaktyki zakażeń wirusem RS u wcześniaków z NFZ. Kryteria kwalifikacji paliwizumabem są nie do przejścia (np. dziecko urodzone 30. kwietnia nie kwalifikuje się, a urodzone 1 maja już tak ? czyli nie wskazania decydują o refundacji szczepienia, a los), więc pozostaje nam sfinansować zakup Synagisu na własną rękę. Jego koszt to ok. 25 tysięcy złotych rocznie (szczepić trzeba od listopada do marca, co miesiąc jedna dawka, koszt jednej to 5 tysięcy złotych, przez pierwsze dwa lata życia dziecka). Nie wyobrażamy sobie nie podać naszemu synowi leku, który może uratować mu życie, z drugiej zaś strony nie stać nas na tak duży wydatek. Dlatego prosimy o jakąkolwiek pomoc w sfinansowaniu lekarstwa dla naszego synka. To dla nas i dla niego bardzo ważne. W tym tygodniu w Zabrzu będziemy szczepić synka pierwszą dawką, ale boję się myśleć, co będzie przy zakupie kolejnych, kiedy nasze oszczędności się skończą. Do tego wszystkiego dochodzą koszty rehabilitacji Aleksandra (miesięcznie ok. 1200 zł) w ośrodku NZOZ Kompas w Będzinie.
W celu gromadzenia potrzebnych środków finansowych na leczenie i rehabilitację naszego synka Aleksandra Adamczyka, w dniu 11.09.2012 roku zawarliśmy umowę o udostępnienie subkonta bankowego z Fundacją Wcześniak z Warszawy. Numer konta: 68 1240 6351 1111 0010 4423 7674, PKO SA Oddział w Piasecznie.
Pozdrawiam
Adamczyk