Odroczone skutki stresu

Pośpiesznym na świat – Skutki stresu – rozmowa z Pawłem Zawitkowskim

Skutki stresu u dziecka urodzonego za wcześnie lub długotrwale hospitalizowanemu mogą się objawić w jakości, tempie i charakterystyce jego rozwoju. Są widoczne zarówno w przestrzeni fizycznej (oddychanie, trawienie), ale też w przestrzeni poznawczej (umiejętność uczenia się, koncentracja) i w rozwoju emocjonalnym oraz społecznym.

Stres towarzyszy również rodzicowi wcześniaka, nierzadko jeszcze długo po zakończeniu etapu hospitalizacji. Jak więc pomóc dziecku i sobie w rozpoznaniu i niwelowaniu skutków stresu? Zapraszamy do spokojnej rozmowy o stresie z Pawłem Zawitkowskim.

  • Odroczone skutki stresu.
  • Co dzieje się z wcześniakiem podczas przedwczesnego porodu i podczas badań i zabiegów po porodzie?
  • Jaki wpływ ma stres na organizm dziecka i jego zdolność funkcjonowania w społeczeństwie?
  • Oczekiwania wobec dziecka.
  • Wsparcie wcześniaka i rodziców wcześniaków.
  • Dlaczego mój wcześniak taki jest (energiczny, nadpobudliwy lub apatyczny i cichy)? Jak postępować z dzieckiem?
Subskrybuj nasz kanał

Skutki stresu

Katarzyna Nawrocka: Dzisiaj porozmawiamy o stresie. A moim gościem po raz kolejny jest Paweł Zawitkowski.

Paweł Zawitkowski: Dzień dobry.

KN: Pawle, my już nagrywaliśmy ze sobą kilka odcinków i w jednym z nich powiedziałeś, że z chęcią opowiesz nam o tym, jakie są odroczone skutki stresu, więc dotrzymujemy obietnicy. Jesteśmy tutaj dzisiaj i właśnie o tym stresie i o tych skutkach będziemy rozmawiać.

PZ: Żeby opowiedzieć o odroczonych skutkach stresu, musielibyśmy siedzieć tutaj, nagrywać tydzień albo dwa tygodnie. Natomiast nigdy dość mówienia, jak to jest bardzo ważne. To jest wręcz kluczowy element czy kluczowy czynnik w dojrzewaniu rozwoju małego dziecka, w ogóle każdego z nas, a szczególnie jest to istotne w przypadku dzieci urodzonych przedwcześnie albo dzieci długotrwale hospitalizowanych. Dlatego, że startują w tym swoim rozwoju z takiego pułapu kompletnie będąc nieprzygotowane do tego, żeby się mierzyć ze wszystkimi czynnikami środowiskowymi. Czyli: światło, dźwięk, dotyk, wilgotność powietrza, temperatura, wszystkie inne historie. Wcześniaki są poddawane wielu czynnikom jatrogennym, czyli takim, które powodują co najmniej stres albo dyskomfort, co w sposób istotny wpływa na wszystkie procesy biologiczne, które się dzieją w takim dynamicznie rozwijającym się organizmie i przez to wpływają na, praktycznie rzecz biorąc, każdą dziedzinę rozwoju.

KN: Czy ja przesadzę, używając słowa trauma?

PZ: Trauma jest efektem stresu, czy efektem czynników jatrogennych. Problem polega na tym, że w wielu wypadkach są to rzeczy nieznane dla osób, które nie są przygotowane do takiej analizy albo nie są wyszkolone czy wykształcone w tym kierunku, a szkoda. Jeżeli to jest kadra medyczna, to tak naprawdę trochę jest to nieporozumienie. Natomiast problemem jest rozpoznanie skali oddziaływania danego czynnika na konkretne dziecko w danym momencie, czyli w czasie rzeczywistym. Dużo większym problemem jest projektowanie wpływu tych czynników na przyszłe życie małego dziecka. Trzeba sobie zdawać sprawę, jak szerokie konsekwencje, jak dramatyczne konsekwencje dla rozwoju dziecka ma każdy czynnik jatrogenny, każdy czynnik niefizjologiczny, każdy czynnik stresujący małe dziecko, każdy czynnik bólowy. Tak naprawdę musimy wiedzieć, w jakich przestrzeniach życia dziecka może się to któregoś dnia odbić na jakości jego życia czy funkcjonowaniu organizmu, do jakiego stopnia w danym momencie ekspozycja dziecka na te czynniki (przepraszam za takie brzydkie słowo „ekspozycja dziecka”), poddawanie dziecka takim czynnikom, zmieni charakterystykę, jakość, tempo dojrzewania wszystkich jego procesów.

KN: To może zacznijmy od samego początku, mianowicie: co dzieje się z takim małym, niedojrzałym człowiekiem podczas przedwczesnego porodu.

PZ: Ja bym nie rozdzielał stresu po porodzie od innych czynników. Każdy z tych tematów: czy poród, zaraz po porodzie, wentylacja, pobieranie krwi, odseparowanie od rodziców, czy stres rodziców w jakiś sposób wpływa na dziecko i na jego organizację. W jaki sposób wpływa na poziom stresu jakość opieki i pielęgnacji czy jakość wykonywanych procedur medycznych? W każdym z tych tematów można by było naprawdę rozwinąć trylogię i opowiedzieć co i jak.

Ważniejsze chyba będzie jeżeli opowiemy o pewnych mechanizmach. Zarówno stres jak i ból są odbierane przez ośrodkowy układ nerwowy tak samo. Nie można powiedzieć, że np. to go nie boli, on się tylko boi tego. Ośrodkowy układ nerwowy i cały układ regulujący równowagę biologiczną małego dziecka na jeden i na drugi czynnik reaguje tak samo. Są bardzo dokładnie opisane całe kaskady zjawisk fizjologicznych, takich biochemicznych, na wszystkich poziomach układu hormonalnego, na wszystkich poziomach układu oddechowego, krążenia, nerwowego, pokarmowego. Te zjawiska są opisane zjawiska i myślę, że nie ma co tutaj wymieniać tego wszystkiego, to jest bardzo dobrze opisane już w tej chwili. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu dyskutowaliśmy na ten temat, że dziecko potrafi zneutralizować albo kiedyś nie będzie pamiętało doświadczeń bólowych, albo stresujących go i tak naprawdę jak one się skończą to ono się potem będzie prawidłowo rozwijało. W tej chwili w ogóle nie wchodzimy już w dyskusję na temat „czy”, tylko zastanawiamy się do jakiego stopnia stres będzie negatywnie wpływał na jakość życia małego dziecka.

To co widzimy, to jest np. płacz, albo napięcie całego ciała, czyli te objawy związane z dystrybucją napięcia mięśniowego czy właśnie płacz, protest, itd.. Każdy z nas zupełnie inaczej reaguje na stres i niektóre dzieci reagują poprzez zmianę parametrów fizjologicznych typu częstość pracy serca. W zasadzie wszystkie w ten sposób reagują, tylko niektóre więcej, a niektóre mniej. Częstość pracy serca czy saturacja tlenem krwi, to są czysto fizjologiczne rzeczy, które my jesteśmy w stanie zmierzyć. Natomiast na bieżąco stojąc przed dzieckiem nie powiem do jakiego stopnia, w jakim wymiarze nastąpił wyrzut hormonów stresu w jego biegu w układzie krwionośnym. Mogę obserwować zjawiska czy objawy ze strony układu autonomicznego: bladość, pocenie się, praca powiek i oczu, regulacja snu i czuwania, albo pogorszenie się jakości ssania, połykania i oddychania, czy bardzo różne reakcje na podaż leków. To wszystko możemy zaobserwować, natomiast problemem kadry medycznej i rodziców jest to, że nie jesteśmy w stanie do końca precyzyjnie przełożyć tego na to, w jaki sposób dziecko będzie analizowało różne bodźce, w jaki sposób będzie organizowało sobie elementy rozwoju jak wzrok, organizacja przestrzeni, kwestie relacyjne. Czyli: w jaki sposób będzie budował sobie swoje strategie zachowania, czy sposoby koregulacji, czyli regulacji swojego zachowania w odniesieniu do innej osoby, czy samoregulacji, czyli cały zakres wszystkich mechanizmów, które pozwalają dziecku odnieść się w odpowiedni sposób do danego czynnika czy do danego bodźca. Jak szybko, jaki jest zakres jego reakcji czy taki od deski do deski, czyli od ściany do ściany. Czy potrafi płynnie przechodzić przez różne stany zachowania. To jest strasznie skomplikowana historia. Na jednej rzeczy mi zależy, żeby wszyscy i uwierzyli, i przyjęli jako pewnik, że każdy stres, każdy czynnik stresujący, wpływa negatywnie (mniej lub bardziej), ale negatywnie na jakość, tempo i charakterystykę rozwoju małego dziecka, zarówno w przestrzeni czysto fizycznej (typu oddychanie, trawienie, układ krążenia i czy destrukcja napięcia mięśniowego, czy planowanie i organizacja ruchu, koordynacja itd.), ale też to co chyba jest najgorsze, jeżeli chodzi o konsekwencje oddziaływania, odroczone konsekwencje oddziaływania stresu w tej przestrzeni, którą często ignorujemy, czyli wszystkie czynniki poznawcze, umiejętność uczenia się, koncentracji, czynniki emocjonalne i czynniki społeczne.

Każdy stres wpływa negatywnie na jakość, tempo i charakterystykę rozwoju małego dziecka w przestrzeni czysto fizycznej (np. oddychanie, trawienie, układ krążenia), w przestrzeni poznawczej (umiejętność uczenia się, koncentracji) i w przestrzeni społecznej.

Oczekiwania wobec dziecka

KN: Mi od razu do głowy przyszła taka myśl, że jak się stresujemy, to nie do końca umiemy swobodnie w tym społeczeństwie funkcjonować. Drugą myślą jest to, jaki stres ma wpływ na mój organizm, bo wiemy już, że wiele chorób bierze się z tego, że właśnie ten stres jest permanentny lub nagły, ale on się pojawił. O tych zdolnościach poznawczych rzeczywiście nie pomyślałam, ale pierwszą moją myślą jest to, jak funkcjonujemy w społeczeństwie. Mówimy tutaj o małych dzieciach, które zaraz pójdą do żłobka, do przedszkola, później do szkoły.

PZ: To jest rzeczywiście ciężki orzech do zgryzienia. Jeżeli przeskoczymy teraz daleko do przodu do okresu żłobka albo przedszkola, to widzimy, że bardzo często, szczególnie u dzieci urodzonych przedwcześnie, obserwowane są zaburzenia np. integracji sensorycznej albo zaburzenia relacyjne, albo jakieś inne zaburzenia, bóg wie jakie, wymyśla się tego bardzo dużo. Trzeba by było zacząć od zupełnie innej strony, czyli nie rozpoznawać w dzieciach kolejnych zaburzeń, bo tego rodzice i same dzieci mają dosyć, tylko od zrozumienia mechanizmu, jaki dziecko wykorzystuje w organizacji swojego wejścia w grupę albo relacji z innymi osobami. Chodzi bardziej o to, że jeżeli zbierzemy odpowiedni wywiad i jeżeli w odpowiedni sposób damy dziecku adekwatną do jego możliwości i potrzeb przestrzeń do tego, żeby rozwinęło swoje umiejętności, to nagle po jakimś czasie się okazuje, że ono wcale nie ma zaburzeń takich, śmakich i owakich, tylko że ono potrzebuje trochę innych warunków do tego, żeby uwaga to, to dosyć ważne to co powiem, żeby spełniło nasze oczekiwania w stosunku do tego jak ono się musi zachować, ma się zachować.

KN: Brzmi to strasznie.

PZ: Brzmi to strasznie i to jest kolejna trauma, dlatego że po pierwsze: narzucamy określone reguły funkcjonowania małych dzieci, że ono ma siedzieć gdzieś tam przez 40 minut, ma być grzeczne i ma mieć założoną nóżkę na nóżkę, a łokcie mają być poza brzegiem stołu, itd. Ewentualnie każde dziecko ma pięknie wejść w grupę i ładnie się uśmiechać do pani i fantastycznie lubić Jasia i Zosię, w ogóle oddawać im zabawki i się pięknie bawić. No nie, no tak nie jest. Dziecko nie jest robocopem.

Historia kliniczna i jej wpływ na przyszłość rozwoju dziecka

KN: Poza tym każde dziecko jest inne.

PZ: Naprawdę? 🙂

KN: I ma ze sobą inną historię.

PZ: To niesamowite.

KN: Muszę to powiedzieć, dlatego że oczekiwania to jest najgorsze, co możemy zafundować, nie tylko swojemu dziecku, ale też sobie, bo bardzo często jesteśmy rozczarowani.

PZ: Trzeba szczególnie uważać w przypadku dzieci urodzonych przedwcześnie albo długotrwale hospitalizowanych takich, które mają bardzo długą historię kliniczną za sobą, dlatego że ten stres jest obecny nie tylko w ciele, umyśle, w organizacji fizjologicznej i biologicznej małego dziecka, ale też w głowach rodziców. W związku z tym bardzo często też pracujemy z rodzicami „rozkminiając”, jakie oni mają oczekiwania w stosunku do swojego dziecka. Tak naprawdę, to można sprowadzić to do słowa czy do zdania: Czego oni się ciągle jeszcze boją? Boją się, że w wieku takim, śmakim i kolejnym wieku wyskoczy jakieś kolejne zakłócenie funkcjonowania ich dziecka i znowu będą musieli przeżywać kolejną traumę, bo to jest trauma również dla rodziców. Poza niestety znanym faktem, że rodzice dzieci urodzonych przedwcześnie i długotrwale hospitalizowanych nie mają żadnej opieki i wsparcia po urodzeniu takiego dziecka, to też trzeba wziąć pod uwagę, że stres rodziców wpływa bezpośrednio na zachowanie dziecka, bo jego organizm, jego umysł, jego komórki, jego biologia pamięta stres z początku jego życia. Bardzo przepraszam, ale to jest po prostu śmieszne, nawet, jeżeli rodzice mają jakieś niewielkie wsparcie, to jest po prostu nic, w porównaniu z zakresem potrzeb.

KN: Ja nie chcę usprawiedliwiać rodziców, chociaż spróbuję zrozumieć, że walka o życie i zdrowie dziecka, jest na tyle stresująca, że później jesteśmy trochę nadopiekuńczy, ale z drugiej strony zapominamy o tym, że wcześniak musi mieć czas, żeby dogonić rówieśników, a czasami zdarza się tak, że nigdy nie dogoni swoich rówieśników.

PZ: No właśnie, bo tutaj jest kilka takich rzeczy. Nie powiedziałbym, że nadopiekuńczy. Być może tak, bo tak jak mówiliśmy, każdy inaczej reaguje na stres. Natomiast tam jest taki permanentny podskórny lęk o to co znowu wyskoczy, co mnie kompletnie zabije. A jeszcze na dodatek kadra pedagogiczna, kadra medyczna, bardzo was za to przepraszam wszystkich, my wam, rodziom, nie pomagamy za bardzo, bo niestety w większości przypadków pierwszym mechanizmem jest to, że doszukujemy się jakichś deficytów w dziecku, zamiast zamknąć sobie nasze medyczne i pedagogiczne, psychologiczne umysły i najpierw „wybuchnąć” to dziecko, czyli dać mu możliwości adekwatne do jego możliwości, potrzeb i przestrzeni zainteresowania.

Potrzeba adaptacji

Taka historia sprzed tygodnia: przez dwa lata dziecko miało absolutnie ograniczone możliwości rozwoju ze względów czysto medycznych, czy to klinicznych. Potem okres rekonwalescencji fizycznej i psychicznej i potem nagle się okazuje, że idzie do przedszkola, w którym to przedszkolu oczekuje się od niego, żeby ono zachowywało się tak jak inne dzieci. Żeby wtedy, kiedy trzeba – to się bawiło, wtedy, kiedy trzeba – żeby jadło, wtedy, kiedy trzeba to, żeby wstrzymało swoją chęć zabawy, a ono po prostu chce wybuchnąć, bo to są pierwsze jego lata w życiu, poprzednie lata to było więzienie, to był jeden wielki koszmar.

KN: Ale też dzieje się coś nowego np. jeśli chodzi o wizytę w przedszkolu.

PZ: Ewentualnie, po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że ono nie potrafi do końca wszystkiego. Skąd dziecko ma wiedzieć, że groszek zielony jest dobry, skoro cały czas wymiotowało na przykład w reakcji alergicznej albo jakiejkolwiek innej na jakikolwiek pokarm itd. Albo miało przetokę, szereg operacji. Dziecko po okresie traumy i leczenia potrzebuje adaptacji. Ta adaptacja u żadnego dziecka nie przebiega tak, jak byśmy tego chcieli, bo my byśmy chcieli zrobić coś takiego, że kończy się stres, kończy się trauma, a od następnego tygodnia dziecko powinno się cieszyć, radować i w ogóle wszystko. Tymczasem ono przez wiele miesięcy, czasem wiele lat musi się przeorganizować i samo z siebie nie wie jak, w związku z tym ogromna odpowiedzialność spada na pedagoga, psychologa, lekarza, terapeutę. Mniejsza odpowiedzialność spada na rodziców, bo oni też nie wiedzą jak to zrobić.

KN: No tak, muszą się od kogoś tego dowiedzieć.

PZ: Nie za bardzo wiem, skąd mają się tego dowiedzieć, jeśli nie od nas. Są tacy, którzy mają po prostu jeszcze tak dziko zachowaną cudowną intuicję, że nam szczęka opada. Jak sobie z tym radzą, ale przepraszam bardzo, na palcach jednej ręki mogę policzyć takich rodziców, cała reszta nie ma kogoś takiego, kto by sobie poradził z traumą związaną z zagrożeniem życia i zdrowia swojego własnego dziecka. Każdy z tych rodziców potrzebuje wsparcia, a ci którzy nas słuchają, niech sobie policzą ilu z was ma takie wsparcie albo mało, może przez, nie wiem godzinę albo dwa tygodnie, a tak naprawdę potrzebujecie wsparcia cały czas. Więc tutaj niestety musimy się zdać, czy tam „stety”, na mądrość i takie perspektywiczne myślenie kadry pedagogicznej, psychologicznej i terapeutycznej, lekarskiej. Natomiast fajnie, że jest ten odcinek, ta rozmowa, dlatego że głównie kadra właśnie taka, o której powiedziałem musi spróbować sobie wyobrazić, jaka to jest orka na ugorze i jak bardzo trzeba finezyjnie wprowadzać straumatyzowane dziecko w świat taki trochę mniej straumatyzowany.

Jak niwelować skutki stresu?

KN: No dobrze Pawle, ale jako rodzice wcześniaków, możemy spróbować poszukać pomocy u psychologa. Ten maluch jest zależny od nas, od rodziców i od kadry medycznej, która się nim opiekuje, więc jak to zrobić, jak pracować z takim maluchem, żeby zniwelować odrobinę te skutki stresu? Powiedzieliśmy już, że ten stres jest, że jest coś takiego jak pamięć biologiczna i te komórki pamiętają.

PZ: Że komórki pamiętają to jest trochę uproszczenie, chociaż sam tego stwierdzenia użyłem. Może  kilka słów o tym, jakie mechanizmy są naruszone w trakcie krótkiego, gwałtownego albo długiego, tlącego się stresu, bólu i dyskomfortu. Przede wszystkim, chodzi o równowagę hormonalną. Wiadomo, że w momencie, kiedy hormony stresu podwyższonej potencji atakują organizm, to dochodzi do zmiany strukturalnej i funkcjonalnej. W zakresie zarówno ośrodkowego układu nerwowego jak i funkcjonowaniu układu krążenia, jak i w funkcjonowaniu układu pokarmowego, układu oddechowego, wszystkich tych układów. Zaczyna się z tego robić niezła łamigłówka i przy analizie której trzeba każdy z tych czynników wziąć pod uwagę, więc jeżeli np. mówisz o opiece psychologicznej albo pedagogicznej, to nie da się tego zrobić bez analizy na przykład profilu żywieniowego albo funkcjonowania układu pokarmowego. Nie da się tego zrobić bez analizy układu czy funkcjonowania oddechowo-krążeniowego, bez analizy rytmu snu i czuwania czy charakterystyki snu, czy zrobienia dobrego wywiadu na temat tego, w jaki sposób dziecko rozwiązuje problemy. Tak naprawdę przydałby się ktoś, kto by poskładał to wszystko do kupy i z tego wszystkiego utkał (może w ten sposób, razem z rodzicami) taki profil, taką konstytucję dziecka, taki profil biologiczny, profil społeczny, profil neuro-biomechaniczny, profil emocjonalny małego dziecka.

KN: I te wszystkie profile pomagają nam wdrożyć działania.

PZ: Tak, bo jeżeli rozpoznamy mniej więcej model, to mówimy np. o modelu czy o profilu  żywieniowym, mówimy o modelu rozwiązywania problemów itd. Jeżeli przeanalizujemy, biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, model funkcjonowania dziecka, to będziemy mniej więcej wiedzieli co potrzebne jest temu dziecku, żeby się otworzyło w danej przestrzeni. Czy my tego chcemy, czy nie, zawsze to na 100 % te czynniki toksyczne powodują szkody w organizmie małego dziecka.

Dlaczego w ten sposób o tym opowiadam, a unikam określenia, jakie deficyty ma dziecko? Dlatego, że to są dwie różne filozofie.

KN: Wychodzimy z rozwiązaniem, a nie od strony problemu.

PZ: Wychodzimy z rozwiązaniem zamiast wynajdywać kolejny problem, że dziecko ma problemy z funkcjonowaniem. Skąd wiecie, że to dziecko ma zakłócenie, jak ono jeszcze nie zdążyło powiedzieć kim jest. Idzie do przedszkola, nie da się okiełznać przez rodziców i kadrę pedagogiczną. Dlaczego? Dlatego że dom jest spokojny, żaden z nich nie jest sportowcem, ani ekstremalnym wspinaczem, bo wszyscy siedzą w komputerach albo w książkach.

KN: I młody, i młoda poszedł się wyszaleć.

PZ: I młody, i młoda po prostu potrzebuje wybuchnąć któregoś dnia. A to, że wybuchnięcie powoduje kompletną degrengoladę w całym jego otoczeniu, to znaczy, że jest zdrowy. Chyba, bo jeżeli wybucha się to się wybucha, wybucha, a nie wybucha się tylko troszeczkę, żeby nie przestawić mebli. Cały problem polega na tym, że żeby określić stopień zakłócenia w danej funkcji, musimy pomóc czy umożliwić dziecku zrealizować tę funkcję. Więc zanim będziemy diagnozowali stopień zaburzeń funkcjonowania w jakiejkolwiek przestrzeni, to najpierw musimy tę przestrzeń dziecku dać, a nie oczekiwać, że ono już ją ma. W zasadzie nic więcej nie ma sensu dodawać. Żeby zdiagnozować, do jakiego stopnia opanowaliśmy języki japoński, to trzeba się tego języka japońskiego najpierw móc nauczyć, mieć swobodę i czas na to, mieć odpowiednich nauczycieli, którzy w odpowiedni sposób nas do tego zadania przygotowują.

KN: No dobrze, ale my mamy tendencję do oceniania i bardzo często mówimy, że dziecko jest nadwrażliwe, zbyt emocjonalne, roztrzepane, niegrzeczne albo apatyczne. I ja nie chcę całkowicie dyskwalifikować jakichkolwiek zachowań, bo rzeczywiście zdarzają się dzieci, które są mniej energiczne niż inne, ale…

PZ: Ja też jestem mniej energiczny niż inni, czasami.

KN: A ja jestem czasami za bardzo energiczna, ale to nie znaczy…

PZ: Ale czasami zamieniamy się rolami.

KN: Tak jest.

PZ: Problem polega na tym, że nie chodzi o to, żeby opowiedzieć, jakie jest dziecko, tylko dlaczego takie jest. Jeżeli potrafimy znaleźć powody niezwiązane z patologią albo dysfunkcją danego zachowania dziecka, to jesteśmy wygrani. Jeżeli od razu poszukujemy dysfunkcji albo patologii, albo zakłócenia, to chyba minęliśmy się z powołaniem, dlatego że każdy kto pracuje z rodzicami małych dzieci, każdy kto w ogóle ma cokolwiek do czynienia z pediatrią… Ja wiem jaki jest system, że system po prostu chce szybko, łatwo i przyjemnie rozpoznać problem i za pomocą terapii go wyrównać. Bardzo często się niestety okazuje, że idąc na skróty, starając się rozpoznać jakieś zakłócenia, okazuje się, że tych zakłóceń nie ma, a my niepotrzebnie kierujemy dziecko na jakąś terapię. Wystarczyłoby, bo tak jak powiedziałem o tym języku japońskim, wystarczyłoby jeżeli dziecko wydaje się nadpobudliwe, nadruchliwe, po prostu go wymęczyć, jak mały motorek do takiego stopnia, żeby już tak bardzo nie potrzebował tej aktywności.

Wzmacniaj mocne strony dziecka, daj mu się rozwinąć w tych słabszych

Często jest tak, że zbyt szybko przechodzimy od etapu obserwacji do etapu diagnozy, a tutaj bardzo cenię podejście psychologiczne, że, żeby przejść do etapu diagnozy potrzeba jest wiele, wiele, wiele tygodni obserwacji dziecka. Z tym, że jeżeli już widzimy pewnego rodzaju deficyty albo jakieś nienormatywne zachowania czy nienormatywne funkcjonowanie dziecka, musimy określić przestrzeń, która nas niepokoi. Jeżeli już mamy określoną przestrzeń funkcjonowania dziecka, która nas niepokoi czy jeżeli chodzi o organizację ruchu, czy jeżeli chodzi o uważność, czy koncentrację, czy jeżeli chodzi o relacje z innymi dziećmi, itd., to nie jest powód do tego, żeby stawiać od razu diagnozę, tylko jeżeli już mamy tę przestrzeń, to powinniśmy się zastanowić czego dziecko potrzebowałoby w takim lajtowym wymiarze, czyli takim rodzinnym, codziennym wymiarze do tego, żeby wyrównać te deficyty. To jest najtrudniejsze, dlatego że najłatwiej jest po prostu skierować dziecko na jakąś terapię. Jeżeli ma deficyty, jeżeli chodzi o mowę albo kaligrafię, to oczywiście aż się prosi, żeby od razu skoncentrować się na terapii jamy ustnej, neurologopedycznej albo terapii ręki itd. Natomiast rzetelny specjalista powinien sięgnąć do źródeł i zastanowić się, jakie klocki są potrzebne w tym rozwoju małego dziecka do tego, żeby poskładać to wszystko do kupy i w jakich warunkach te klocki się rozwijały. Czyli: co mogło wpływać na danym etapie, np. jeżeli chodzi o jamę ustną, to np. bardzo silne refluksy żołądkowo-przełykowe, jeżeli chodzi o terapie ręki, zaburzenia oddychania, czyli dysplazja oskrzelowo-płucna, kiedy dziecko potrzebowało nadmiernej stabilizacji obręczy barkowej, żeby rozprężyć sobie do odpowiedniego poziomu te płuca, żeby móc w ogóle funkcjonować itd. Tych uzależnień jest bardzo dużo i najlepiej jeżeli kadra medyczna pracuje w zespole i plastycznie się porusza po różnych przestrzeniach rozwojowych. Wtedy mamy więcej pewności, że nie popełnimy błędu.

Jeżeli już widzimy jakąś przestrzeń, która nas niepokoi – jeszcze nie nazywam jej przestrzenią deficytu, czy zaburzenia, to wszystkie ręce na pokład i zanim określimy stopień zakłócenia, zaburzenia w danej przestrzeni, musimy dać dziecku odpowiednią ilość czasu i odpowiednie warunki do tego, żeby ono sobie nadbudowało te klocki, których mu brakuje.

I teraz uwaga. Jaki jest następny etap? To musi być bardzo dobrze zrobione i często kosztem niewyobrażalnych wysiłków ze strony kadry medycznej, pedagogicznej i samych rodziców. I to naprawdę wtedy wygląda na to, że my się nienormatywnie zachowujemy, bo zaczynamy się zachowywać jak dzicy ludzie bawiąc się z dzieckiem przez 8 godzin, skacząc, fruwając i wykonując samoloty itd. Tymczasem okazuje się, że ono do wyrównania tych swoich deficytów, żeby mogło dobić do poziomu swoich rówieśników, nie potrzebuje terapii, tylko potrzebuje spełnić te wszystkie potrzeby, których nie miało okazji spełnić wcześniej, ewentualnie nadbudować swoje lęki, czy swoje jakieś deficyty jakimiś innymi doświadczeniami, tymi lepszymi. Musi się nauczyć, że doświadczenie może być dobre.

KN: A nie tylko traumatyzujące.

PZ: To jest klucz do tego wszystkiego. To jest ważne dla kogoś, kto prowadzi obserwację takiego dziecka w kierunku mechanizmów adaptacyjnych. Jeżeli dobrze trafimy z takim poradnictwem dla rodziców i dla kadry pedagogicznej np. w żłobku albo w przedszkolu, to widzimy dobre mechanizmy i widzimy dobre mechanizmy adaptacyjne, nie mamy żadnego prawa do tego, żeby rozwijać domniemanie zaburzeń. Mam prawo tylko do tego, żeby rozwijać domniemanie tych czynników toksycznych, które zahamowało, które uniemożliwiło plastyczne zdobywanie kolejnych dobrych doświadczeń przez małe dziecko. Być może to jest skomplikowane, być może nie, natomiast ci rodzice, którzy nas słuchają, doskonale sobie zdają sprawę i z autopsji wiedzą, jak bardzo często ich dzieci są tak jakby przediagnozowywane na okoliczność różnych zaburzeń. To potęguje traumę: niesprawności czy jakieś odstawania od „normy”, a to zamyka nam drogę – definitywnie – do skutecznej pomocy danemu dziecku. To co jest w tym momencie niesłychanie istotne, to jest taka pełna świadomość, w jakich przestrzeniach możemy zauważyć skutki stresu tych wczesnych toksycznych doświadczeń.

Odpowiedź na to pytanie jest i skomplikowana, i prosta. Prosta o tyle, że mogę odpowiedzieć Wam jednym zdaniem: w każdej przestrzeni rozwoju dziecka. Koniec. Ale jeżeli mówimy o każdej przestrzeni, to mówimy o zaburzeniach jedzenia, zaburzeniach snu, regulacji: zmęczenie-sen-wypoczynek, mówimy o zaburzeniach relacyjnych, koregulacyjnych, o zaburzeniach zachowania na każdym poziomie, organizacji przestrzeni, widzenia, słuchu, ruchu, koordynacji, planowaniu ruchu, o zaburzeniach na poziomie motoryki małej, globalnej. Począwszy od stanów lękowych, a skończywszy na różnego rodzaju fobiach i jeszcze i dużo bardziej specyficznych i dużo bardziej klinicznych zespołach. To co jest bardzo ważne, że nie rozpoznane skutki bieżące i odroczone skutki stresu dewastują potencjał rozwojowy dziecka.

Jak rodzic może pomóc swojemu dziecku?

KZ: Paweł, my bardzo dużo mówimy o tym, jak powinna zachowywać się kadra medyczna, która pomaga takiemu dziecku i jakie są sposoby, żeby pomóc, czego unikać. Ale ja bym też chciała, żebyśmy powiedzieli kilka zdań do rodziców, jak oni mogą pomóc swojemu dziecku.

PZ: To zależy na jakim etapie rozwoju jest dziecko, ale tak generalnie, to już rodzice sobie podzielą w odniesieniu do swojego własnego dziecka.

– Po pierwsze dużo bardziej wierzyć dziecku niż innym, którzy są dookoła, czyli nawet sobie samemu. Dziecko ma zawsze rację i nawet, jeżeli kombinuje, to myślę, że jak w bajkach, trochę prawdy w tym zawsze jest.

– Druga rzecz to za wszelką cenę chronić dziecko przed czynnikami bólowymi, jatrogennymi, czynnikami stresowymi i środowiskiem, które ogranicza potencjał i możliwości dziecka. To nie jest tak, że pani ma rację albo ktoś tam ma rację. Być może tak. Natomiast to budowanie poczucia własnej wartości i budowanie poczucia podmiotowości w dziecku to jest rzecz, o której często zapominamy, dlatego o tym mówię przed kamerami, bo tutaj ta dziedzina leży i kwiczy. Bronimy dziecka od samego początku, od pierwszych dni w szpitalu przed stresem, bronimy siebie przed stresem, dlatego że stres nasz przekłada się na stres i jego konsekwencje u małego dziecka. Wierzymy swojemu dziecku.

– Po trzecie, zanim będziemy chcieli je diagnozować, dajmy mu możliwości, żeby pokazało się z jak najlepszej strony. Dopiero wtedy, kiedy te jak najlepsze strony wykazują pewne deficyty, to wtedy możemy się pokusić o diagnostykę i ewentualnie wyrównywanie tych deficytów.

Jeszcze jedną rzecz powiem i bardzo Was za to przepraszam: najczęściej źródłem takiego niepełnego wykorzystania całego potencjału małego dziecka jest jego środowisko. Nie mówię, że rodzice, mówię o środowisku w szerokim tego słowa znaczeniu i najczęściej tak jak my widzimy dzieci w gabinecie to raczej środowisko powinniśmy zmieniać i terapeutyzować, a nie dziecko. I myślę, że to na dzisiaj…

KN: Tyle.

PZ: Tak jest.

KN: Pawle, bardzo Ci dziękuję za dzisiejszą rzeczową, spokojną rozmowę, choć była ona o stresie. Tobie mówię do zobaczenia.

PZ: Mam nadzieję.

KN: Wierzę, że się jeszcze zobaczymy. A Was zapraszam na kolejny odcinek.

 

Może Cię również zainteresować:

Pośpiesznym na świat – Wcześniak u neurologopedy

Scroll to Top