28. tydz., 31 cm, 600 g, ur. 7.12.2012 r.
Książkowa ciąża. Data porodu jak i wymiary maluszka zgadzają się co do dnia. Do czasu. Do czasu 23. tygodnia. Wtedy Pani dr zauważa, że dzidziuś jest o tydzień za mały. Waży zaledwie 580 g. Ale uspokaja, że przecież dzieci rosną niesymetrycznie i na pewno nadrobi. Niestety nie nadrobiła, ani za tydzień, ani za dwa, wtedy w 25. tygodniu trafiam do szpitala, w którym spędzam 3 okrutnie długie tygodnie, modląc się każdego dnia, żeby maleństwo w końcu znowu zaczęło rosnąć… Lekarze przygotowują mnie na najgorsze. Mówią „Pani dziecko umiera”, „dusi się”. Rozpoznanie: hipotrofia, a przy tym masa innych rzeczy, która na wypisie zajęła wiele stron. Codziennie USG, z którego wychodziłam raz uśmiechnięta od ucha do ucha – „jest poprawa”, żeby następnego dnia dowiedzieć się – „jest beznadziejnie”.
USG 7.12.2012 – (3 tygodnie spędzone w szpitalu). Lekarz bada mnie dokładnie. Nie mówi nic, dzwoni do ordynatora, słyszę tylko „yhy”, „o”, odkłada słuchawkę i mówi „proszę nic nie jeść i nie pić”. To chyba najgorsze co mogłam usłyszeć, bo po tych 3 tygodniach dobrze wiedziałam, co oznacza to hasło – tylko jedno – cięcie. Rozmowa z Panią ordynator była najgorsza w moim życiu. Usłyszałam, że moje dziecko umiera i dają mu kilka godzin. I daje mi do wyboru: rodzi Pani dzisiaj, za dwie godziny, dziecko ma 40-50% szans, że przeżyje, a jeśli tak to 99% że będzie ciężko chore, niedorozwinięte lub będzie „warzywem”. Druga opcja – czeka Pani kilka godzin do kilku dni i natura zrobi swoje – dziecko umrze, a Pani urodzi naturalnie…
O godzinie 12.24, poprzez cesarskie cięcie przychodzi na świat Zuzia, piękna, malutka 600-gramowa Zuzia. Ta która został spisana na straty, sama złapała oddech, i zaczęła płakać. Zagrała na nosie wszystkim!
Trafiła na OIOM, nie trzeba było jej intubować, oddech był wspomagany jedynie przez CPAP. Zaczęła się walka, o każdy oddech, o każdy dzień. Już 5. dnia po porodzie mogłam wziąć na ręce moja kruszynkę, a łzy same płynęły po policzkach…
Zuzi nie ominęło większość wcześniaczych przypadłości. Zespół zaburzeń oddychania, dysplazja oskrzelowo-płucna, tlenozależność, małopłytkowość, niedokrwistość, powikłania po 4 transfuzjach, retinopatia wcześniacza II stopnia, laseroterapia, i najgorsze – SEPSA. Było tego i wiele więcej, ale nie jestem w stanie wymienić wszystkiego…
Po 3 miesiącach walki 8.03.2012 z wagą 2650 g jedziemy do domu.
Jednak na tym nie kończy się nasza droga, do tej pory Zuzia była hospitalizowana dwukrotnie. I pewnie jeszcze nieraz będzie, nadal jest tlenozależna, pod stałą obserwacją pulsoksymetru oraz użyciem koncentratora tlenu…
Poza tym jest kochanym, nieróżniącym się od innych dzieci w wieku, jakim powinna być. Zaczyna podnosić główkę, uśmiechać się gaworzyć, jest również małą terrorystką, która uwielbia mamine rączki i głośno wyraża swoje żądania, nie zważając na porę – szczególnie nocy 🙂
OGROMNE PODZIĘKOWANIA NALEŻĄ SIĘ CAŁEMU ZESPOŁOWI ZARÓWNO LEKARZOM (oprócz Pani ordynator!), PIELĘGNIARKOM, JAK I POŁOŻNYM ZE SZPITALA NA KLINICZNEJ W GDAŃSKU!!!
Czerwiec 2013
Witamy, witamy i z dobrymi wieściami przybywamy!!!
Zuzia skończyła już 6 miesięcy i po kontrolnej hospitalizacji uwaga… JEST ZDROWA! w 100%!
Lekarze patrzyli z niedowierzaniem, gdy obraz USG płuc był „czysty” tj. bez trwałych zmian jak na dysplazję przystało.
Do tej pory nikt nie wie, jak ona to zrobiła.
Wszystkie choróbska za nami, leki odstawione, teraz tylko cieszymy się sobą i chodzimy na ćwiczenia, które Zuzia uwielbia.
Mamy wspaniałą Panią od rehabilitacji, która uwielbia Zuzię, a ta odwzajemnia jej poświęcony czas wielkim uśmiechem i płaczem,kiedy ma wychodzić
Pozdrawiamy