O sobie opowiem krótko. Mam 35 lat, kochanego męża i ukochaną piętnastoletnią córkę. Mam za sobą dwie niedonoszone ciąże ( pierwsze dziecko straciłam w 20., drugie w 16. tygodniu ciąży). Oboje z mężem bardzo pragnęliśmy drugiego dziecka. Po dwóch latach zdecydowałam się spróbować po raz trzeci i ostatni. Wszystko przebiegało bardzo dobrze. Byłam pod stałą kontrolą lekarską. Kiedy weszłam w 23. tydzień ciąży, odetchnęłam z ulgą, myśląc, że teraz nic złego nie może się już zdarzyć. Jednak pod koniec 23. tygodnia zaczęły sączyć się wody płodowe. Pierwszą noc w szpitalu ICMP w Łodzi spędziłam z myślą, że jest już po wszystkim. Płakałam z niemocy i powoli żegnałam się z maleństwem, którego ruchy czułam coraz słabiej. Nad ranem nie czułam już dziecka. Jednak po wykonaniu badania usg lekarz dyżurny stwierdził, że dziecko ma szanse na przeżycie. Byłam w potężnym szoku! Nie byłam nawet w stanie radośnie zareagować na tę wiadomość. Cały czas płakałam.Po czterech dniach pełnych obaw, cesarskie cięcie i początek naszej walki.
Kosma w chwili urodzenia ważył zaledwie 600g, a jego ciałko mierzyło 30 cm. Otrzymał 1 pkt w skali Apgar. Cały jeden punkt za ogromną chęć życia! Jego stan był tak ciężki, że zaraz po porodzie nie mogłam się z nim przywitać. Został natychmiast przewieziony na oddział intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego im. Marii Konopnickiej. Jako że sama wymagałam krótkiej rekonwalescencji, zobaczyłam go dopiero po 10 dniach. Lekarze zdawali sobie sprawę z niewielkiej szansy na przeżycie. Podtrzymywali nas jednak na duchu bardzo rzeczowymi odpowiedziami na tysiące zadawanych przez nas pytań. Kosma urodził się w głębokiej zamartwicy, z krwawieniem do układu nerwowego III stopnia, z zapaleniem płuc i posocznicą gronkowcową. Jednak już od pierwszych chwil postanowił o siebie walczyć. Jego funkcje życiowe były ledwie dostrzegalne. Tylko „tykająca” aparatura i słabe odruchy malutkiego ciałka udowadniały jak bardzo chciałby nas zobaczyć. Każdy kolejny dzień przynosił radości i smutki. W 12. dobie wykonano zabieg operacyjny ligacji PDA. Później krwawienie do OUN osiągnęło III stopień. Byliśmy przerażeni. Na szczęście krwiaki wchłonęły się samoczynnie. Kiedy jednak ustało krwawienie wewnątrzkomorowe, doszło do zapalenia płuc i zanemizowania. Kosma miał przetaczaną krew, został ponownie zaintubowany i poddany antybiotykoterapii. Jego kondycja znacznie się pogorszyła, a my nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że moglibyśmy się rozstać. Widzieliśmy ogromną walkę lekarzy o jego życie. Cieszyliśmy się, że Kosma próbuje „pomóc” swoim opiekunom, zjadając coraz to większe ilości mleka. Na szczęście infekcja minęła i od 50. dnia pobytu na oddziale nasz syn funkcjonował już na własnym oddechu. Problemem pozostał wzrok Kosmy. Niestety retinopatia III stopnia zdążyła już zrobić duże spustoszenie w jego malutkich oczkach. W 57. tygodniu wykonano na nich laseroterapię w ICZMP. Od tej chwili mogliśmy być już razem! 18 kwietnia zamieszkaliśmy wspólnie w małym pokoiku kliniki. Kosma choć jeszcze słaby i wątły (1640g) zdawał się być bardzo szczęśliwy. Miał ogromny apetyt, szybko nauczył się jeść z butelki, przesypiał grzecznie całe noce, czym zasłużył sobie na miano oddziałowego pupilka. Lekarze i pielęgniarki z czułością obserwowały jego malutkie kroki na drodze do dłuuugiego życia! 9 maja byliśmy już w domu. Nareszcie mogłam położyć mojego „dużego” już synka (2490 g) do jego własnego łóżeczka. Tydzień później został wykonany ostatni już zabieg laseroterapii prawego oka.
Obecnie Kosma jest w świetnej kondycji i robi wszystko, by już nie wracać do szpitala. Chodzi na rehabilitację, by już wkrótce samodzielnie usiąść. Okularki, które będzie w przyszłości nosił, dodadzą mu zapewne jeszcze więcej uroku.
Mam nadzieję, że historia Kosmy będzie pokrzepieniem dla wszystkich mam wcześniaków i przykładem na to, że nie ma rzeczy niemożliwych!
Z tego miejsca chcielibyśmy jeszcze raz podziękować wszystkim osobom, które walczyły o życie naszego maluszka: lekarzom z ICZMP oraz przewspaniałym lekarzom z OITiA Szpitala Uniwersyteckiego im. M. Konopnickiej w Łodzi.
Dorota i Maciek szczęśliwi rodzice wcześniaka
___________________________________________________
Aktualizacja z października 2019
Wyrósł z 600 gram wspaniały chłopak … 😉
Obecnie jest uczniem Technikum przy Ośrodku dla Dzieci Niedowidzących i Niewidomych w Łodzi. Od roku 2018 jest pod stałą opieką okulistyczną u pani dr Waszczykowskiej, dzięki której jest szczęśliwym posiadaczem soczewek kontaktowych torycznych, które poprawiły jego wzrok o 400% 🙂