Od urodzin moich Córeczek minęło już 14 miesięcy, pomału uspokajam się, ale nadal wizyty kontrolne wywołują u mnie strach, bo nigdy nie wiadomo, co powie lekarz – zacznę jednak od początku.
Moja ciąża początkowo przebiegała bez powikłań. Lekarz w 8. tc. poinformował mnie o ciąży pojedynczej, ale za to obok umiejscowiony był mięśniak :), który na kolejnej wizycie tj. w 12. tc. okazał się drugim dzidziusiem. I tak dowiedziałam się, że pod sercem noszę dwie małe istotki, które od razu pokochałam. Jedynym niepokojącym objawem było to, że mocno przybierałam na wadze, nawet 4 kg w ciągu trzech tygodni – ale lekarz stwierdził, że za bardzo się objadam – czego nie robiłam, bo notoryczne wymioty to wykluczały. Brzuch był jak balon okrągły, a ja myślałam, że ciąża bliźniacza taka jest. W 24. tc. wyglądałam jak kobieta w dziewiątym miesiącu. W 26. tc. na kolejnej wizycie pan doktor (z perspektywy czasu nie wiem, czy powinnam go tak nazywać) oznajmił mi, iż mam wielowodnie, co kwalifikuje mnie do leczenia szpitalnego. Nic więcej nie powiedział, mimo że zadawałam szereg pytań, nie umiał na nie odpowiedzieć. Następnego dnia trafiłam na moje i Dzieci szczęście do Kliniki Uniwersyteckiej w Krakowie. Tam po badaniu okazało się, że jedna Córcia ma wielowodnie, a druga ma praktycznie całkowity zanik wód. Obie Dziewczynki mają dużą hypotrofię oraz zespół przetoczenia płodowo-płodowego. Na badaniu KTG okazało się, że mam skurcze, które zaczęto hamować kroplówkami. Niestety w drugiej dobie mój stan się pogorszył. Trafiłam na OIT z podejrzeniem zatorowości płucnej. Przez tydzień leżałam pod tlenem, a lekarze mieli zadecydować, kogo ratować. Na szczęście nie musiano wybierać. Podczas pobytu na OIOM-ie miałam dwukrotnie przeprowadzoną aminoredukcję objętości płynu owodniowego u bliźniaczki biorcy. Po tych zabiegach mój stan się poprawił, ale niestety wystąpiły silne skurcze oraz zaczęły odchodzić wody. Podano mi kroplówki, co zahamowało akcję porodową. Ponownie trafiłam na patologie ciąży, gdzie z odchodzącymi wodami udało się Nam dotrwać do 29. tc. Niestety 30 września podczas KTG ze względu na objawy ostrej zagrażającej zamartwicy płodów lekarze (których bardzo doceniam) podjęli decyzję o cięciu cesarskim.
I tak na świat przyszły moje małe Córeczki:
Olga – 1040 g, 36 cm, objętość głowy 26, Apgar 7 punktów w 1, 3, 5 minucie. Córcia została podłączona do układu nCPAP i przewieziona na oddział ITN.
Kinga – 700 g, 30 cm (więcej pomiarów nie wykonano, ponieważ Córcia wymagała reanimacji oraz zaintubowania), otrzymała w skali Apgar 2 punkty, a po 10 minutach 5 punktów. Po ustabilizowaniu podstawowych funkcji życiowych została również przewieziona na ITN.
Na ww. oddziale moje córeczki borykały się z:
Olga – zespół zaburzeń oddychania, drożny przewód tętniczy (zamknięty farmakologicznie), perforacja przewodu pokarmowego (zastosowano drenaż jamy otrzewnej), sepsa, niedokrwistość wcześniacza (dotaczanie krwi), osteopenia wcześniacza
Kinia – zespół transfuzji międzypłodowej, skrajna hypotrofia, uogólniona infekcja bakteryjna, zespół zaburzeń oddychania, przetrwały przewód tętniczy – zamknięty chirurgicznie, niedokrwistość (wielokrotne dotaczanie krwi), małopłytkowość, leukopenia przemijająca, zaburzenia gospodarki węglowodanowej, bezdechy wcześniacze, zaburzenia motoryki przewodu pokarmowego, osteopenia wcześniacza.
Byłam bardzo rozbita i pełna złych myśli. Modliłam się o życie dla tych maleńkich istotek, które miały ogromną chęć wali o życie. Mam wrażenie, że były silniejsze niż ja. Jednego dnia stan był stabilny, ale następnego dnia jak grom z jasnego nieba pada informacja np. a to
że potrzebna zgoda na operację, wystąpiła sepsa lub pojawiły się bezdechy itp. Byłam u Córeczek codziennie, mimo że to ponad 35 km, a w domu jeszcze pięcioletni synek. Cierpliwie odciągałam mleczko dla córeczek, bo co też więcej mogłam dla nich zrobić na tym etapie – jedynie jeszcze modlić się. Bałam się, strasznie się bałam..
Pamiętam dzień kiedy Pani Ordynator powiedziała, że mogę kangurować Olgę, była w lepszym stanie od Siostry. Byłam szczęśliwa, ale też ogromnie przerażona. Jak to. mam ją przytulić do mojego ciała? Przecież Ona jest w sterylnym inkubatorze, a na mnie pewnie z tysiąc bakterii – chętnie wskoczyłabym do płyny dezynfekującego. Na szczęście pielęgniarki uspokoiły mnie, że tak ma być, to moja flora bakteryjna i nic Córci nie będzie. Do tego doszły te ogromne ilości kabelków, do których Olgunia była podpięta. Mimo tych obaw potrafiłam się delektować każdą sekundą, podczas której Córcia przytulała się do mnie i smacznie zasypiała, a gdy opowiadałam jej o braciszku nawet potrafiła się uśmiechać. Najpiękniejszą chwilą było, gdy czując moje ciało, Olgunia otwierała buzię, chwytając skórę, jakby chciała przyssać się do piersi i pić mleczko – ale na ten moment musiała jeszcze trochę poczekać. Opłacało się czekanie, bo pije mleczko do dziś. Kiedy już stan Kini się poprawił i nabrała troszkę ciałka, również mogłam ją przytulać.
Olgunię zabraliśmy do domu po 56 dniach pobytu na ITN z wagą 2400 i 48 cm długości. Kinia dołączyła do całej rodzinki po upływie 71 dni z wagą 2300 i 42 cm.
Prawda jest taka, że dopiero teraz zaczęłam się bać jeszcze bardziej – w szpitalu Dziewczynki miały profesjonalną opiekę, sprzęt (Kinia dopiero tydzień przed wyjściem ze szpitala nie miała spadku saturacji), a ja w domu nie mam nic, ani sprzętu ani takiej wiedzy. Nie powiem, że było łatwo i bezstresowo, ciągle sprawdzałam oddech.
Teraz jesteśmy – zresztą jak wszystkie Wcześniaczki – pod stałą kontrolą specjalistów: okulista, neurolog, badanie słuchu. Zawsze podczas takich wizyt jest lęk, że lekarz coś zdiagnozuje. Czekamy jeszcze na wizytę u okulisty, bo Córcie lekko zezują i musimy sprawdzić, czy to powikłanie powcześniacze, czy tylko słabe mięśnie oka, które do trzeciego roku życia się wzmocnią. Muszę jednak powiedzieć, że mimo tak trudnego startu Dziewczynki rozwijają się prawidłowo jak na swój wiek wcześniaczy, owszem są mniejsze, bo poniżej 4 centyla, ale to nie jest istotne. Ważne, że doganiają rozwojowo swoich rówieśników. Niestety mają słabą odporność i już kilkakrotnie miały zapalenie płuc, co jest groźne dla takich wcześniaków, ale musimy być silni.
Chcę powiedzieć Wszystkim Mamom – trzeba mieć zawsze nadzieję na to, że będzie dobrze, mimo że sytuacja, z którą nas los zderzył, jest bardzo trudna i wydawać by się mogło, że już na starcie przegrana.
Chciałabym z tego miejsca jeszcze podziękować personelowi Kliniki Położnictwa i Perinatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie oraz personelowi Oddziału Klinicznego Kliniki Neonatologii B za ciepło, szacunek, wyrozumiałość, a przede wszystkim za troskę, którą były objęte moje Córcie. Dzięki Tym Ludziom udało się uratować moje jakże małe i kruche Dziewczynki. Życzę wszystkim rodzinom, które będą zmuszone przejść przez takie chwile grozy jak Ja i wiele innych rodzin, aby na swej drodze mogli spotkać właśnie takich ludzi jak Wy – doświadczonych fachowców z sercem. Dziękujemy!!!
Maj 2010
Witam ponownie wszystkich Rodziców i Ich Skarby.
Moje dziewczyny mają już 18 msc wieku skorygowanego. Przed nami jeszcze badanie wzroku pod kątem skośnego zeza oraz kontrola słuchu w lipcu i z końcem września. Mam nadzieję, że na tym poprzestaniemy.
Oprócz sezonowych kłopotów zdrowotnych, a co za tym idzie choroby płuc i krtani, które nas dopadają, jest jak dla mnie z perspektywy czasu dobrze.
Dziewczyny brykają i dokazują, nie widać u nich skrajnego wcześniactwa ani hipotrofi. Rozwojowo i wzrostowo – nawet niektórych rówieśników (mówię o wieku skorygowanym) przerosły.
Mają sto pomysłów na minutę, prowodyrem jest Kinia, która nadrabia zaległości brzuszkowe, gdzie dominowała siostra. Wszędzie wchodzi, każda wysokość jest Jej, a ja biegam między jedną a drugą, aby sobie krzywdy nie zrobiły.
Potrafią upomnieć się o swoje, a ich chęć poznawania nieznanego jest ogromna. Z mówieniem jeszcze sobie nie radzą, mówią pojedyncze słowa lub paplają po swojemu. Jeśli zaś chodzi o rozumienie, to rozumieją wszystko, aczkolwiek słowo zakazu „NIE” nie chcą zaakceptować.
Gdy tak Je obserwuję i widzę, jak się rozwijają, rosną i dokazują, nie mogę uwierzyć w to, co przeszły. Nawet wczoraj, gdy Olga piła cycusia (ktoś może powiedzieć, że są za duże, a ja chyba w ten sposób chce Im odpłacić dobrym za tyle bólu, z którym musiały się zmierzyć), nie mogę wyjść z podziwu, że kiedyś mieściły mi się na dłoni, a teraz sięgają ponad kolana.
Wszystkim Wcześniaczkom i ich Rodzicom życzymy DUŻO ZDRÓWKA .