37. tydz., 1450 g. 44 cm, 20.11.2009 r.
Witam serdecznie,
od dawna jestem obecna na stronie Fundacji Wcześniak i zastanawiałam się, jak wiele Rodziców spotyka to, co nas spotkało, tzn. ciąża prawie donoszona, a dzieciątko maleńkie, chore, walczące o życie… Podziwiałam od zawsze upór i determinację Rodziców wcześniaków, sama mam dwójkę rodzeństwa z 30 tc. i 31 tc., więc ten temat nie był mi obcy.
Proszę wybaczyć za długi list, jednak sprawa, którą opisuję, wydaje mi się ważna, ponieważ dzieci urodzone z cechami wcześniaczymi przechodzą niejednokrotnie to samo, co wcześniaki.
Chciałabym podzielić się historią mojej córki Hani…
O dziecko staraliśmy się z mężem dość długo, z pomocą ginekologa, ponieważ zespół pco był sprawcą braku owulacji w moim przypadku. Pewnego dnia przeczuwając coś, zrobiłam test – pozytywny test, który powtarzałam jeszcze wielokrotnie ze łzami w oczach. Co 3 tygodnie chodziłam na kontrolę do lekarza, wszystko wydawało się być w porządku. W połowie ciąży dostałam wysokiego nadciśnienia, były twardnienia brzucha. Brałam masę leków i musiałam się mocno oszczędzać.
W 33. tc. znalazłam się w szpitalu z ciśnieniem 160/100. Znów leki, ale usg wykazało, że dziecko waży w granicach normy 1850 g, odesłano mnie do domu i uspokoiłam się.
35. Tt. – wizyta u lekarza, usg wykazało, że dziecko waży dużo poniżej granicy normy, ale znów odesłano mnie do domu, bo „wszystko jest w porządku”. Jakże wtedy byłam głupia, do końca życia będę sobie zarzucała, że nie pojechałam do szpitala… Dziecko już od 30. Tc. nie rosło wcale, jak się później okazało.
19 listopada 2009 roku, to był 37. tydz, 6 dzień, powoli zaczynał się poród. Nie przeczuwając niczego złego, zostaliśmy z mężem w domu, 8 godzin skurczów przetrzymałam w domu i dopiero w nocy pojechaliśmy do szpitala, jak skurcze były już co 5 minut.
W szpitalu na łóżku w sali przedporodowej coś złego zaczęło się ze mną dziać, dostałam drgawek, było mi strasznie zimno, obraz rozmazany, nie czułam dziecka. Położna zmierzyła ciśnienie, 200/150, tętno dziecka zanikowe, natychmiastowy zastrzyk, sala operacyjna gotowa w 10 minut, cesarskie cięcie. Tętno mojego dziecka zanikało, u mnie stan przedrzucawkowy. Młody lekarz, dr Cetnarski z Bielska-Białej uratował tej nocy dwa życia, podejmując natychmiastową decyzję.
20.11.2009, kiedy wyjęto Hanusię, usłyszałam krzyk, głośny, jakby krzyczała „ja żyję!”… Potem był już tylko strach, wyrzuty sumienia, że jako matka nie przeczuwałam niczego… Córka urodziła się z wagą 1450 g, 44 cm. Hipotrofia, małowodzie, zatrucie wewnątrzoponowe, wylew dokomorowy I/II st. Antybiotyki, kroplówki, natlenianie przez prawie 2 tygodnie. W szpitalu w tym okresie był zakaz odwiedzin ze względu na panującą grypę, więc wizyty musiały być krótkie. W 10. dobie nagle stan się pogorszył, spadła waga, córka przestała oddychać, reanimacja, telefon ze szpitala „niech Pani przyjeżdża”… Dojeżdżałam 2 razy dziennie do mojego dziecka, miała tak jasną, cienką skórę, po 2 tygodniach pierwszy raz wzięłam na ręce córcię… Próby karmienia piersią nie powiodły się niestety, ale od drugiej doby po porodzie przez 3 tygodnie z determinacją odciągałam pokarm, tylko na tyle byłam w stanie wywołać laktację. Byliśmy pod opieką wszystkich poradni typowych dla wcześniaków, ponieważ córka była tak traktowana ze względu na jej stan i wagę. W szpitalu pani dr Grudziecka zajmowała się córką wzorowo, informowała mnie na bieżąco, co dzieje się z dzieckiem, doradzała, to lekarz, dzięki któremu córka wyszła ze wszystkich infekcji i ze złego stanu.
Po 21 dniach Hania mogła wyjść do domu z wagą 2 kg, ale to nie był koniec naszej walki…
Badania w kierunku mukowiscydozy wykazały nieprawidłowości, ponawialiśmy wielokrotnie badania w strachu o kolejny dzień… W tym przypadku okazało się jednak, że jest zdrowa. Kolejne usg główki nie były pocieszające, zmiany po wylewie nie cofały się, w 19. tygodniu jej życia okazało się, że córka ma wodniaka mózgu i stąd brak dalszego rozwoju ruchowego. Obwód głowy rósł w zastraszającym tempie, 5 cm w ciągu 4 tygodni, mózg był mocno uciskany, szwy czaszkowe zaczęły się rozchodzić. Wizyty u neurologa i na usg były bardzo częste. Po 4 miesiącach wodniak zaczął się wchłaniać i prawie natychmiast córka zaczęła się rozwijać. Miała 6 miesięcy, jak pierwszy raz odwróciła się z pleców na bok, a już w 8. miesiącu zaczęła sama stawać przy meblach.
Teraz mała Hania ma 14 miesięcy, jest zdrowym i pogodnym dzieckiem, o rozwoju intelektualnym wyprzedzającym rówieśników urodzonych z prawidłową masą ciała.
Swoim listem chciałam powiedzieć jedno: wcześniak czy dziecko z cechami wcześniaczymi, z niską wagą urodzeniową walczy, chce żyć, rozwijać się. I w żaden sposób nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy podczas ciąży, nawet tej z pozoru „książkowej”.
Dopiero teraz, po 14 miesiącach kontroli lekarskich mogę być spokojna, że moje dziecko jest zdrowe, dopiero teraz pozbyłam się poczucia winy, że jako matka nie mogłam nic zrobić. Podziwiam i bardzo szanuję Rodziców, którzy walczą, nie poddają się. I życzę wszystkim dużo sił i mimo wszystkich przeciwności – optymizmu. Uśmiech dziecka – czy to zdrowego czy chorego – wynagradza wszystko.
Mama z Bielska-Białej