Pośpiesznym na świat – odcinek 33 – Relacje między rodzicami

Pojawienie się dziecka na świecie zawsze jest momentem rozwojowego kryzysu w relacji między dwojgiem ludzi. Tym szczególniejszym, gdy dziecko pojawia się niespodziewanie o kilka tygodniu lub miesięcy za wcześnie. Ta sytuacja wywołuje wiele stresu, co może przełożyć się na relacje między mamą i tatą dziecka.

  • Czy przedwczesne narodziny dziecka mogą zespolić, umocnić relację?
  • Jak zapobiec sytuacji blokowania swoich przeżyć przed drugą stroną związku?
  • Jak nie dać złapać się w pułapkę postawy „dzielności” wobec drugiego z rodziców?

Zapraszamy do subskrybowania naszego kanału: https://www.youtube.com/c/FundacjaWcześniakPośpiesznymNaŚwiat/videos. Bądźcie z nami co wtorek o 9:00 z poranną kawą! Poniżej znajdziecie też linki do innych nagrań z poradami dla rodziców wcześniaków.

Rozmowa z psycholożką i psychoterapeutką –  Moniką Naumowską już do obejrzenia w „Pośpiesznym na świat”:

Subskrybuj nasz kanał

Katarzyna Nawrocka: Dzień dobry. W dzisiejszym odcinku programu „Pośpiesznym na świat” będziemy rozmawiać o relacjach międzyludzkich. Ale o relacjach międzyludzkich między mamą a tatą, między partnerem partnerką w tym ciężkim czasie, kiedy w domu pojawia się wcześniak. Pani Moniko, nie bez przyczyny jest Pani dzisiaj ze mną, dlatego że Pani jest właśnie psychologiem, psychoterapeutką, prowadzi Pani terapię par.

Monika Naumowska: Tak, tak, dokładnie tak.

KN: Będziemy rozmawiać o takim trudnym okresie, kiedy w naszym domu pojawia się dziecko. My mówimy o takich nietypowych relacjach, nietypowym czasie, dlatego że wcześniak to dziecko, które będzie przechodziło przez wiele badań, rehabilitację, będzie się borykało z wieloma schorzeniami typowymi dla wcześniaków, więc to nie jest łatwy okres dla naszej rodziny.

MN: Tak, na pewno. To jest, wiadomo, że urodzenie, pojawienie się dziecka, czy to jest dziecko zdrowe, czy to jest dziecko chore, czy dziecko wcześnie urodzone, jest takim rozwojowym kryzysem dla relacji. A zwłaszcza właśnie w momencie, kiedy jest to niestandardowe przyjście na świat nowego członka rodziny. To wiąże się ze stresem dla pary. Jest to też taki czas – czas kryzysu w życiu. Są to momenty, w którym jeżeli coś nie gra w parze, to na pewno to w tym momencie da o sobie znać. I to jest właśnie to, że każdą parę trochę wspiera się inaczej. Każda para potrzebuje czegoś innego.

KN: I zanim Panią zapytam o ten stres, o to jak sobie z nim radzić, czy mamy jakieś techniki, żeby się odstresować, to chciałam zapytać, czy jest szansa, że ten stres, ta ciężka sytuacja nas zmotywuje do działania?

MN: A co Pani ma na myśli, jakie działania?

KN: Do działania o walkę i zdrowie dziecka, ale też zadbania o to, że jest mama i tata poza tym dzieckiem i jakby o nasz związek również należy dbać.

MN: To znaczy, nie wiem, czy ten stres może zmotywować. I ja myślę, że ten stres, taki stres związany właśnie z wcześniactwem dziecka, z tym że jeżeli się ono pojawia na świecie za wcześnie, to rodzice też są tacy trochę oszołomieni tym, jeżeli się tego nie spodziewają. Bo oczywiście przy niektórych ciążach wiadomo, że może tak być i rodzice mogą się chociaż trochę do tego przygotować. Ale tak czy inaczej ten czas, kiedy dziecko jest jeszcze w szpitalu, a mama wraca w burzy hormonalnej do domu. Ojciec, który tak samo mierzy się ze swoimi lękami i częsty błąd to jest to, że obydwoje nie chcąc siebie wzajemnie obciążać swoim przeżywaniem – nie rozmawiają o tym. Tylko każdy jakoś zamyka się w sobie i próbuje sobie po swojemu ze sobą poradzić. I tak często ludzie sobie myślą, że jak ja sobie będę się trzymać, to tą drugą osobę będę wspierać tym, że sobie radzę. I tak naprawdę się potrafi wytworzyć takie niepisane ciśnienie między partnerami, że: „No tak, ona sobie tak dobrze radzi, a ja mam tyle w sobie lęku, no to nie mogę dać po sobie poznać, więc też muszę sobie radzić”. I jest takie jeszcze większe spięcie. A w tym czasie ona mówi: „Kurcze, on jakoś to dobrze przechodzi, więc ja też nie mogę go obarczać tym, że ciągle płaczę i tak dalej, więc też będę się trzymać”. I właściwie kończy się tak, że obydwoje są w tym bardzo samotni.

KN: I tutaj mamy braki w komunikacji, bo tak naprawdę wystarczy porozmawiać.

MN: Myślę, że tutaj nie tyle braki w komunikacji, bo to nie jest zwykła komunikacja. Tutaj po prostu jest taka pustka jeśli chodzi o taką komunikację o emocjach. Po prostu, bo ci rodzice mówią do siebie o różnych innych rzeczach, często rozmawiają o logistyce, o tym kto mleko zawiezie, o tym kto dzisiaj pojedzie do dziecka i tak dalej. Ale nie rozmawiają o swoich uczuciach, bo się po prostu boją o drugą osobę. W efekcie każde zostaje z tym samo. A mogą tak naprawdę się w tym spotkać i powiedzieć: „Słuchaj, jest mi tak trudno np. z tym, że nasze dziecko jest w szpitalu.” – „O Boże, dobrze, że to mówisz, bo mi też jest z tym trudno”. I już są w tym razem. Już żadne z nich nie jest w tym samo.

KN: I razem jest chyba łatwiej?

MN: No zdecydowanie.

KN: Możemy więcej zdziałać i też mam wrażenie, że w takiej ułudzie dbania o tą drugą stronę jednak szkodzimy trochę tej relacji, bo nie mówiąc o naszych uczuciach, nie jesteśmy w stanie wymagać od tej drugiej strony, żeby domyśliła się co my czujemy. Nasze reakcje, nasze zachowanie może być niejednokrotnie źle zrozumiane, zwłaszcza mam, które są w tej burzy hormonów.

MN: Jeżeli ludzie nie rozmawiają, z różnych powodów, o uczuciach: albo z lęku, albo że jak powiedzą no to druga strona – jakoś to ją jeszcze obciąży. Albo może być tak, to są oczywiście przykłady, może być mnóstwo innych alternatyw. To nie są jedyne, ale daje takie przykłady, że na przykład też dlatego, że mężczyźni mogą nie mówić, żeby żona, partnerka nie pomyślała, że są słabi na przykład, że nie ogarniają sytuacji. Albo nie są w ogóle ludzie nauczeni, nigdy nie umieli mówić o emocjach, więc nagle jak tu mówić, kiedy trzeba działać. Jest sytuacja i trzeba się organizować. I jak nie rozmawiają, albo jedna ze stron na przykład ma potrzebę porozmawiania, a nie ma tej drugiej osoby, z którą by mogła porozmawiać, to ląduje w takim osamotnieniu i czasami właśnie w takim poczuciu krzywdy. I jak sobie tego nie wyjaśnią na przykład i jeszcze dochodzą do tego kolejne problemy z czasem, kiedy dziecko jest w domu i nie jest np. wszystko w porządku, to może się nawarstwić takie wieloletnie poczucie takiego opuszczenia w tej trudnej sytuacji. Co może w efekcie prowadzić do rozluźnienia tej więzi.

KN: To opowiedzmy o tych technikach, jakie możemy zastosować, żeby odrobinę zrelaksować siebie, a co za tym idzie – ta atmosfera w domu będzie odrobinę lżejsza, bardziej przyjemna.

MN: Więc jeżeli chodzi o techniki relaksacyjne, to mogą pary się wzajemnie oczywiście wspierać, ale to są też tylko chwile, tylko momenty. Najważniejsze jest, żeby po prostu jakoś współpracować w tym, żeby każde z pary miało kawałek czasu dla siebie, miało kawałek miejsca takiego, że może wrócić do „starego życia”. Czyli np. jeżeli mama ma możliwość na przykład spotkać się z koleżanką, czy nie wiem, pójść sobie poćwiczyć, czy na spacer. To nie muszą być jakieś długie aktywności. A tata może sobie, nie wiem, pójść i jakieś hobby swoje zorganizować. Więc, żeby nie szło tak, że my musimy się obydwoje teraz poświęcić. Bo też jest czasami tak, że się pary tak napędzają w takim poświęcaniu. Że skoro, i robią sobie po prostu niepotrzebnie ciśnienie, że ja to tak się wezmę i tak się teraz będę poświęcać tutaj, bo jest zadanie. A drugie sobie mówi: „Ojej, ja nie mogę, bo skoro ona nie spała, to ja teraz też muszę”. I jakoś, i razem się w tym męczą. A dobrze jest jakby się trochę wymieniali.

KN: Bo musimy zrobić też taką reorganizację naszej codzienności, bo to już nie będzie wyglądało tak samo, jak przed pojawieniem się maluszka.

MN: Zawsze jest tak, kiedy pojawia się dziecko w rodzinie, że wymaga to jakiejś reorganizacji. I tylko, że pojawienie się zdrowego dziecka o czasie w domu jakoś wiąże się z tym, że ta reorganizacja jest – no może na krócej, jakoś wiemy kiedy to się skończy, nie ma tych dodatkowych wszystkich wizyt u specjalistów, czy rehabilitacji np. albo urządzeń. Bo czasami to wymaga obsługi specjalistycznych urządzeń w domu do opieki nad dzieckiem, czy pomocy np. fundacji, które wspierają. Tak zwane hospicja domowe. Więc to wszystko trzeba rzeczywiście za każdym razem przeorganizować, ale tutaj jest tej organizacji na pewno więcej. To jest też taki czas, gdzie mama ze zdrowym dzieckiem przychodzi, przyjeżdża do domu z takim urodzonym o czasie, bo nie zawsze wcześniaki są chore. Ale z takim dzieckiem urodzonym o czasie, to właściwie potem rodzina obserwuje rozwój, a tutaj to jest taki czas wzmożonej czujności. I to nie tylko przez miesiąc, dwa kiedy to dziecko jeszcze nie może nic zakomunikować nam w jakikolwiek sposób, tylko to jest czasami latami, dopóki albo do momentu, kiedy dziecko nie wyrówna z rówieśnikami, a czasem nawet i, nawet nie czasem – często, też w kolejnym etapie, czyli edukacji. Bo wiadomo, że wcześniaki są narażone na różne kłopoty.

KN: No dobrze, Pani Moniko, ale jak my możemy znaleźć w naszym życiu przestrzeń na to, żeby zadbać o nas jako parę. Bo musimy borykać się z rehabilitacją, z badaniami, z pobytami w szpitalu. Albo jeśli wcześniak nie przechodzi tych wszystkich powikłań, no ale mimo wszystko pojawił się za wcześnie. Czasami nie jesteśmy przygotowani z zakupami, jest szaleństwo, jest rozgardiasz. I teraz w tym wszystkim musimy znaleźć czas dla mamy i taty.

MN: Ta organizacja i ta logistyka, jeżeli jest więcej tych zadań, to jest jeszcze kwestia dogadania się. Bo jak jest jeżdżenie do specjalistów, jeżdżenie na rehabilitację. Nawet jeżeli dziecko jest zdrowe, to i tak to jest czas wzmożonych wizyt u różnych specjalistów chociażby takich profilaktycznych, albo takich kontrolnych. Więc przez pierwsze przynajmniej półtora roku dzieciątko wędruje po różnych lekarzach i to też wymaga współpracy. I dobrze, żeby mama np. nie zostawała z tym sama, bo często tak jest, że mamy opiekują się, zostają z dziećmi/ dzieckiem, a często też mają jeszcze starsze dzieci, a ojcowie wracają do pracy. Jest jeden członek w domu więcej, więc wiadomo, że trzeba, że czasami tej pracy też jest więcej i jest trudniej się zorganizować i to jest też taki moment, w którym jeżeli rodzice nie rozmawiają ze sobą o swoich potrzebach – czego ja potrzebuję w tym momencie, w tej sytuacji. Nie muszą to być potrzeby emocjonalne, tylko takie techniczne, zwyczajne, że np. mama powie: „Słuchaj, ja potrzebuję, żebyś ty mi dał chwilę, zajął się dziećmi na wyłączność pół godziny w ciągu dnia, bo ja potrzebuję, no nie wiem, zresetować się, tak. Albo…

KN: Zrobić sobie maseczkę, wziąć książkę.

MN: Przejść się na spacer po prostu, albo nic nie robić, zwyczajnie. Albo zjeść w spokoju posiłek. On to słyszy. A jeżeli on mówi: „Ja też potrzebuję, żebyś ty mi mówiła, czego ty ode mnie chcesz np. że chcesz, żebym cię tu zawiózł, albo chcesz, żebym to zrobił albo nie wiem, potrzebuję też np. raz w tygodniu gdzieś tam wyjść”. To jak oni tego nie wiedzą o sobie, tylko każdy myśli, że drugie powinno to wiedzieć, albo że się domyśla, to obydwoje są w jakimś tutaj emocjonalnym opuszczeniu. W takim poczuciu jak jakaś się taka mini krzywda robi, że kurczę jestem w tym sam, jestem w tym sama. To ja tak tyram, biorę więcej i robi się jakieś takie poświęcenie. Albo jak na przykład jedna ze stron bierze na siebie więcej. Więc się tak, żeby oszczędzić tą drugą, więc się poświęca. A z poświęceniem to jest tak, że jak się dla kogoś poświęcamy, to wkładamy mu na plecy taki plecak z poczuciem winy.

KN: Później możemy też sami czuć się niedowartościowani, że nie dostajemy tego samego w zamian.

MN: Dokładnie tak. Że takie poświęcenie i potrzebujemy więcej, a tutaj sami kreujemy ten układ. Więc w tej trudnej sytuacji dobrze, żeby para się próbowała widzieć.

KN: Ale czy to jest też moment, w którym możemy z pełną odpowiedzialnością zachęcić do tego, żeby korzystać z czegoś takiego jak terapia dla par?

MN: Jak najbardziej. Myślę, że nawet jeżeli chodzi o takie wczesne, gdzie wchodzi też do tego logistyka, gdzie często też wchodzą i oczekiwania rodzin. To jest jeszcze bardzo trudny temat w parach w ogóle, że często ludzie biorą ze sobą ślub i myślą, że są w tym sami, a potem się okazuje, że biorą ślub ze sobą dwie rodziny i próbują coś i zaczynają się boksować. A przecież oni biorą ślub ze sobą, a nie całe rodziny. I to spełnienie oczekiwań względem jednej czy drugiej strony, to jest dla ludzi tak zwany ten stopień, o który się wywracają, tak. Ale chciałam też o tym powiedzieć, że w takim zwłaszcza w momencie reorganizacji, czy organizacji mogą być dużym wsparciem mediacje rodzinne czy np. spotkanie. Nie tak głębokie, bo spotkanie psychoterapeutyczne jest już spotkaniem też emocjonalnym, a czasami niektóre pary się po prostu sprzeczają, czy mają jakieś niedomówienia odnośnie zwykłej logistyki. Taką sytuację świetnie może nam pomóc uporządkować, ułożyć dobry mediator rodzinny.

KN: Czyli nie pozostaje nam nic innego jak powiedzieć: Drodzy Rodzice, rozumiemy że musicie dbać o swoje wcześniaki, ale pamiętajcie, że należy zadbać również o Wasz związek.

MN: No tak, bo właśnie to Wasz związek to jest ta opoka, w której wzrasta Wasze dzieciątko.

KN: Bardzo Pani dziękuję, Pani Moniko. A ja zapraszam na kolejny odcinek.

MN: Dziękuję. Do zobaczenia.


 

Poprzedni odcinek:

Pośpiesznym na świat – odcinek 32 – Czerwone flagi w rozwoju dziecka

 

 

Scroll to Top

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia przeglądania i zapewnić prawidłowe funkcjonowanie strony. Korzystając dalej z tej strony, potwierdzasz i akceptujesz używanie plików cookie.

Akceptuj wszystkie Akceptuj tylko wymagane