Urszula Krzykawska, mama 6-letniego Jędrzejka z 29. tyg.
“. jem jabłko winne i myślę.
.ech ty życie, łez mych winne, nie zamienię Cię na inne”.
(z piosenki Edyty Geppert “Och Życie kocham Cię nad życie
Wiosenne przemyślenia
Widok wymarzony: patrzę w lustro i widzę piękną kobietę; puszczam do niej oko i… pędzę obudzić małego do przedszkola.
Minęło kilka lat i wszystko złe i smutne zmalało i straciło na wartości. A kysz!
Ubieramy się, jak zawsze, w szalonym pospiechu. To nasz codzienny rytuał. Nie zamierzam z niego rezygnować i już! I nikomu nie powiem, że wiele razy próbowałam, ale skoro nie mam sukcesu, postanowiłam adoptować ten poranny chaos i nie walczyć z nim więcej. Zadomowił się i bez niego chyba czułabym się nieswojo. W końcu jestem KOBIETĄ i wiem, że. to jest jedna z najcudowniejszych rzeczy, jakie mi się w życiu przydarzyły!
Wiosna puka? Tak, chyba tak. nareszcie!
Ok. Wyruszamy. Papucie zabrane? Matko! Gdzie są papucie?!
– Synku, gdzie są Twoje papucie?
– Włożyłaś je do bagażnika, Mamusiu.
Kurcze! Ma dopiero 6 lat, a bez niego bym zginęła! Przysięgam.
Ale po co włożyłam papucie do bagażnika? Zwariowałam dziś właśnie? Co to za pomysł!
Przecież pod przedszkolem będę musiała biegać dookoła samochodu, zamiast z nimi wysiąść i jeszcze samą siebie wystraszę, że owych papuci pewnie zapomniałam?
.Takie właśnie są KOBIETY. Cudowne są! Bez dwóch zdań!
.A sześć i pół roku temu, zupełnie bezwolnie, bez pytania, wbrew planom i zdrowemu rozsądkowi, również wbrew samej sobie (a jakże!) oraz lekarzom, dla zajęcia czasu stałam się mamą wcześniaka. I żeby było bardziej uroczyście i z większą pompą, to o mały włos przestałabym być mamą jakąkolwiek i w ogóle być. ale na szczęście Anioł Stróż trzymał rękę na pulsie i mogę Wam dzisiaj napisać wiosennie i kobieco, jak to cudownie jest właśnie BYĆ KOBIETĄ.
.Tylko pobiegnę szybciutko odprowadzić maleństwo do zerówkowej grupy “Biedronek”, dostać słodkiego, lepkiego buziaka, gorące spojrzenie kochających oczek czarnych i uff. poranny plan prawie, prawie wykonany. Większe obłożenie mają zajęcia popołudniowe, więc wszystko, co dobre jeszcze przede mną.
Czyli do dzieła!
Kiedy kobieta staje się mamą, zmienia się cały jej świat. I to bez wątpienia.
Kiedy staje się mamą wcześniaka – bez pytania zmienia się jej życie i ma wrażenie, że nie jeden świat, ale wszystkie światy możliwe i niemożliwe. Istniejące lub nie. Zmienia się nawet to, o czym wiedzieć nie mogła, wiedzieć nie chciała i nie miała zielonego pojęcia, że istnieje w ogóle, a co dopiero, że może się zmienić!
Nawet urlop macierzyński spędziła z rękami w inkubatorze, z biustem w elektrycznej “dojarce” (boli? i to jak…), z głową w szpitalu, z oczami w Internecie, z duszą na ramieniu.
Nie zmieniło się tylko to, że nadal jest KOBIETĄ! To się nie zmieni! Na szczęście! Nie da rady.
Kobiecość jest w nas, w naszych głowach (tak jak karmienie zależy od naszej psychiki) oraz rzecz jasna – w naszym spojrzeniu, w głosie, w ruchach, w sposobie prowadzenia samochodu wreszcie (!), w uśmiechu i w płaczu na zawołanie też.
Ta kobiecość zasługuje na codzienne przyjemności, nawet kiedy zmęczenie ogłupia nasz umysł.
Mały człowiek, który rodząc się, ni stąd, ni zowąd, zawładnął naszym życiem, nawet on, za kilka lat, będzie chciał z dumą powiedzieć: to moja Mamusia!
Moja Mamusia jest piękna!
I jest na pewno!
I to nie tak, że łatwo pisze mi się takie rzeczy, komunały niemalże, bo nie wiem.
Właśnie, że wiem. Chociaż wcale nie chcę. Wiem, jak to jest po nocy nieprzespanej, po przepłakanej też wiem.
I dlatego łatwo mi się pisze. I chcę powiedzieć Wam, jak ważne jest, żeby wraz z wszechogarniającą, nieopisywalnie wielką miłością do Kruszyny nie zgubić po drodze miłości do siebie. Żeby codziennie powiedzieć swojemu odbiciu: Fajna jesteś!! Piękna jesteś!! Lubię Cię!!
Ale również nie dać sobie taryfy ulgowej. Złe nawyki łatwo wchodzą w krew niestety. Usprawiedliwianie samej siebie również, a może nawet i łatwiej.
Oj… oczywiście, że czasami można w szlafroczku do południa się poszwendać (mały i frywolny nawet mile widziany), czasami można bez makijażu pobyć (maseczkę nawet należy na siebie zapakować! bo to dobrze czyni na urodę podobno? Na pewno!), czasami można w łóżku się powylegiwać (tu już powstrzymam się od przypisu i komentarza).
Tylko dbajmy o to, żeby owo “czasami” nie pojawiło się każdego dnia, bo wtedy – nawet mocno naciągając historię i naginając fakty – jest to po prostu rytuał lub nawyk (a do stworzenia nawyku potrzebujemy raptem 30 dni). Wiecie już coś o tym?
A ja bez litości powiem: dla siebie, dla dziecka, dla męża, dla rodziny i dla świata całego bądź PIĘKNA!
Zacznij od uśmiechu – on góry przenosi!
Zacznij od optymizmu – przecież wierzysz w to, że jutro będzie lepiej!
I oto stworzymy cudowną kobietę. Jeśli nawet bez idealnych rysów, jeśli nawet bez idealnego (sztucznego?) ciała, to ona i tak przyciąga spojrzenia, bo ma w sobie to “coś”. Bije od niej ciepło i chce się być z nią i przy niej jak najdłużej.
Mam trochę racji?
I taka kochająca siebie KOBIETA ma pewną właściwość: zaraża radością wszystkich i wszystko wokół!
Uczy innych bezwiednie lubić swoje wady i uwielbiać zalety, z porażki zrobić schody do sukcesu, a ze smutku wyczarować odrobinę radości i uśmiech.
Wiem, że część z Was jest jeszcze w samym środku szokujących wydarzeń, że jeszcze nie rozumiecie tego, co się wokół Was dzieje, że to jeszcze nie czas (tak myślicie) na zajmowanie się sobą. Tak bardzo chcę Wam powiedzieć, że to minie – wszystkie smutki wyparują, wszystkie noce nieprzespane pójdą w niepamięć i nie zostawią grama śladu, wielkie problemy stopnieją, choć pewnie pojawią się nowe, ale i te z czasem oswoicie. A Wy już teraz zasłużyłyście na nagrodę. I to taką permanentną, na zawsze i bez końca!
Tak! Tak! Nagrodą JEST szczęście, zdrowie, radość dziecka! Bezapelacyjnie!
Ale to wszystko dzięki Wam przecież!
Kiedy już zadomowicie się w owym innym, nowym świecie, kiedy przestanie mieć on tylko wielkie pazury, kiedy go okiełznacie – zróbcie tam sobie dużo miejsca na kobiecość! Bez niej ani rusz!
.Pędzę wraz z moim adoptowanym chaosem po Synka. W planie mamy konie o 15.00, rehabilitację o 17.00 i basen o 19.00, czyli “normalka”. Zabezpieczona w mineralną, kanapki, klapki basenowe (czy na pewno zabrałam klapki?), zmienne ubranka “pokońskie” oraz “Lesia” Chmielewskiej (polecam – wywołuje napady niekontrolowanego, zdrowego śmiechu) zaczynam popołudniowy żywot mamy wcześniaka. Uśmiecham się do mijanych rodziców i bez zastanawiania: kto pierwszy powinien, mówię: Dzień dobry Paniom i Panom. I rzecz jasna za chwilę: Do widzenia! Oczywiście szturchając małego: Co się mówi!? Bo kto go nauczy, jak nie mama, że wszystkim mówimy DZIEŃ DOBRY!
Bo dobry! Bardzo dobry! Chociażby tylko dlatego, że jest!
I mam na koniec jeden malutki sekret, taką tajemnicę (nie mówcie nikomu!): nie interesuje mnie, czy mężczyźni wolą blondynki, czy też może brunetki wolą. Domyślcie się dlaczego?!
I Wam też tego gorąco życzę!
Uwaga! Wiosna puka!
tajesz się na zawsze odpowiedzialny za to co oswoiłeś – jesteś odpowiedzialny za Twoją różę…
– Jestem odpowiedzialny za moją różę – powtórzył Mały Książę, żeby zapamiętać”.
Antoine de Saint-Exupé
Letnie przemyślenia
Za oknem lato, bardziej z nazwy niż z wyglądu co prawda, ale uszczęśliwia nas najmniejszy promyk słońca przecież! A i czapek nosić nie wypada, bo lipiec w kalendarzu.
Oprócz zieleni przed oczami i zapachu koszonej trawy w nozdrzach nastał czas łaskawy dla kobiet, chociaż niektórzy skłonni są twierdzić, że bardziej on łaskawy dla mężczyzn, a już dla ich oczu na pewno! Hmmm… Jednakowoż rozkwitają kobiety na wiosnę, a latem prezentują się już tak doskonale, że aż trudno coś jeszcze poprawić!
Oczywiście, spodziewam się lekkiego pomruku, że bzdury prawię i mało w tym prawdy. A ja sobie tak myślę, że wiosenne przemyślenia rozwiązały tę kwestię i ilość kobiety w kobiecie systematycznie nam rośnie 🙂 Widzę to przecież na co dzień. A czasu na obserwację troszkę więcej, bo lato zawiera w sobie wakacje:) i pozwala ulokować pociechę w pewnej odległości od rodzica – w tym przypadku czytaj: mamy. Ta odległość z kolei daje czas na spełnienie najskrytszych marzeń! A marzenia owe najskrytsze często dają się zamknąć w jednym zdaniu/wykrzyknieniu: Chcę się wyspać!
Czyż nie mam racji?
Kiedy właśnie korzystam z lubością z odosobnienia i sama nie wiem, jakie mam cudowne rzeczy robić w pierwszej kolejności (trwa zacięta walka między nieustającą potrzebą snu a frajdą ze sprzątania piwnicy, ewentualnie nęcącą perspektywą zapachu świeżości w całym domu po umyciu okien i ręcznym wypraniu firan czy też szaleństwem adrenaliny podczas zaległej, długo oczekiwanej i porywającej zmysły do omdlenia wizyty u dentysty), to myślę sobie, że w podświadomości mojej, a i zapewne mogę to rozciągnąć na ogólnie pojętą maminą podświadomość, kiełkuje ziarenko wyrzutów sumienia.
Bo jak to tak swobodnie korzystać (i szaleć z oknami, tudzież w piwnicy – chociaż nic nie przebije zapewne szaleństwa u dentysty), kiedy obowiązek matczyny tak słabo wypełniony wtedy? A może tak się nie powinno? Może to niedobrze wysyłać gdziekolwiek na odległość pociechę? A jak ona, ta pociecha, jeszcze taka szczególna na dodatek, to kto się nią lepiej zaopiekuje? A może coś jej się, pociesze tej właśnie, wydarzy? I nas mam tam nie będzie? A może…. I mogłabym tak długo jeszcze z własnej głowy i z główzaprzyjaźnionych mnożyć zdań tysiące.
I tak mi przyszło do głowy mojej własnej, kiedy się już tak nakręciłam – jak w opowieści o sekatorze (z racji niecenzuralnego zakończenia przytoczę ją na forum prywatnym, jeśli pojawi się osoba jej nieznająca, a poznać chcąca), więc kiedy już się tak nakręciłam i prawie spakowałam do wyjazdu, by czynić osobistą pieczę nad pierwszoklasistą, który to tym się różni od maleństwa, że zdmuchnął na torcie siedem świeczek miast jednej – co, jak wiadomo, kompletnie nic nie znaczy!! Maleńki jest nadal. Taka już oto, jedną nogą za progiem, ale na szczęście głową na właściwym miejscu, mimo wszystko, przypomniałam sobie i wyświetliłam obrazki, które pozwalają mi rozgrzeszyć się i pobyć sam na sam ze sobą. Każda z nas je zna.
Mamy mają zakodowane w sobie poświecenie, chęć oddania, ba! konieczność nawet! I tak sobie myślę, że wcześniakowe mamy nieraz udowadniały, że podejmują decyzje słuszne choć niepopularne. Teraz też podjęły niepopularną – wobec siebie niepopularną – ale mocno słuszną decyzję. Reasumując: czasoprzestrzeń tej decyzji wygląda tak, że w pewnym określonym czasie na przestrzeni minimum kilku kilometrów wokół zainteresowanej nie ma jej maleństwa 🙂 I tyle o moich przemyśleniach lekkich, pewnie nie do końca poważnych, ale kto powiedział, że obowiązuje nas wieczna powaga!, mając w perspektywie długie, gorące lato…
Lato to taka pora roku od czerwca do września, kiedy to jest ciepło i nie trzeba używać zbyt wielu ubrań. Przypomnienie luźnej definicji uważałam za konieczne po kolejnym spojrzeniu za okno.
A teraz troszkę poważniej o decyzjach. Nie chce pisać o dziewczynach, które znam, o których dużo wiem – właśnie dlatego, że dużo wiem i nie wolno mi naruszyć tej prywatności. Napiszę o sobie – i to nie egoizm, chociaż każdy lubi o sobie opowiedzieć i pochwalić się, a jeszcze fajniej jest być pochwalonym. Pewnie, że tak!
Po prostu jako przykład czy też obiekt doświadczalny posłużę.
Bo kiedy rodzi się dzidziuś, który mieści nam się w dłoni, to nastaje wraz z tym wydarzeniem czas decyzji niepopularnych. Czy któraś z nas tego nie doświadczyła?
Niechaj się przeto cieszy swą szczęśliwością, a my jej zazdrośćmy, ile się da! Maleństwo jest takie kruche i delikatne, waży niewiele więcej od piórek w jasieczku, a i mieści się na nim w całości, a w naszych głowach zaczyna świtać myśl (po lekturze, po rozmowach), czy to już czas na rehabilitację? Mamy dużych, urośniętych wcześniaków już wiedzą, że tak – że lepiej na zimne dmuchać, że rozpoczynamy gonitwę i wyścig z czasem! Mamy te dopiero co po urodzeniu okruszka, jeszcze myślą, jeszcze rozmawiają, czytają, śledzą, troszkę czekają. Pamiętam swoją rozmowę z rehabilitantem i ze świetną lekarką. Wplotłam się w koło własnej hipokryzji – nie dopuszczałam myśli, że Synkowi może cokolwiek grozić, a ćwiczyłam z nim, jakbym była pewna, że jest chory. Ale decyzja niepopularna została podjęta – dzieciątko mniejsze od dwóch torebek cukru rozpoczęło długą walkę z czasem i z dziecięcym porażeniem. Teraz wiem, że walka słuszna i decyzja prawidłowa była – ale to niełatwo przekonać siebie samą i najbliższe otoczenie, że płacz, krzyk i opór mogą wyjść dziecku na dobre. Warto było.
Warto też było wrzucić go do wody 🙂 Tak, tak! zajęcia na basenie to świetna stymulacja. Żałuję, że nie wcześniej. Ale opowieści wielopokoleniowe o wodzie w uszach i strasznych skutkach moczenia maleństwa wymagały dłuższego czasu na zakiełkowanie…
Z czasem przyszedł okres decyzji “ciężkiego kalibru”. Operować czy czekać jeszcze? Jeśli czekać, to na co? Jeśli operować, to gdzie i jaką metodą? Decyzja zapadła: operować. Nie wszystko jednak naraz. Widzę dziś, że słusznie podjęliśmy tę decyzję.
I troszkę lżejszych: posłać do przedszkola czy zostawić w domu? Jeśli do przedszkola, to do jakiego? Ale czy w ogóle posyłać? Bo jak sobie wśród dzieci poradzi, skoro nie taki sprawny? I poszedł do przedszkola. Do przedszkola dla dzieci zdrowych. I poradził, chociaż nie było łatwo.
Kolejna rzecz to decyzja o szkole: nie odraczamy! Potrafi trochę czytać, trochę pisać, sporo liczyć – niechaj podąża dalej:) I tak oto jest pierwszoklasistą!
I teraz ten pierwszoklasista jest w oddaleniu wakacyjnym. A ja myślę, że tak jak wiosną chciałabym “nowym” mamom wcześniakowym obiecać, że za kilka lat (to naprawdę szybciej niż nasz umysł sobie wyobraża) usiądą wieczorem, może z książką, może z pilotem, może z herbatą, może z wielkim ciachem:) – ja na przykład z komputerem przysiadłam – i nie będą już w stanie przypomnieć sobie stresu, gonitwy, tego co rysowało się jako koniec świata, a okazało się tylko małym przystankiem, tudzież drzwiami do raju 🙂 OBIECUJĘ!!
Sio wyrzuty sumienia! Sio wspomnienia niedobre!
Całuję Wszystkich wakacyjnie i gorąco i cieszę się, że tak pięknie wyglądacie!
Ps. I polecam posiać maciejkę:) Pachnie w ciemnościach zniewalająco! Jak szalona! Szkoda, że nie mogę dołączyć tego zapachu.