32 tydzień, waga Kuba 1800 g, 47 cm, Kacper 1800 g, 42 cm, ur. 05.01.2010
Witam,
jesteśmy szczęśliwymi rodzicami dwóch synków, którzy 05.01.2010 r. urodzili się w 32. tygodniu. Z mężem bardzo pragnęliśmy mieć dziecko i 16.06.2009 r. okazało się, że jestem w 4. tyg. Ciąży. Bardzo się cieszyliśmy. Od razu lekarz wystawił mi zwolnienie, bo pracowałam w szkodliwych warunkach, dbałam o nas, dużo odpoczywałam, dobrze jadłam, tak jak powinna każda kobieta w ciąży. Po miesiącu od pierwszej wizyty lekarz powiedział, że będziemy mieli bliźniaki, byliśmy w szoku, ponieważ u mnie w rodzinie nie było, ale po dłuższym wywiadzie okazało się, że moja śp. babcia tez je miała. Cieszyliśmy się podwójnie, nie mogliśmy się doczekać, kiedy miną te miesiące:) Co dwa tygodnie chodziłam do lekarza na kontrolę, wyniki badań na początku były dobre, dopiero po piątym miesiącu zaczęło się komplikować, miałam skurcze i skróconą szyjkę macicy. Lekarz chciał od razu skierować mnie do szpitala, ale obiecałam mu, że będę leżeć i tak było. Przepisał mi nospę i przez dwa tygodnie nie wstawałam z łóżka, mąż wszystko robił w domu.
W połowie listopada zauważyłam, że mam bardzo opuchnięte nogi i buzię i tak było całymi dniami, czasami nawet nóg nie mogłam włożyć w buty, ale wszyscy mówili, że w ciąży każda tak ma, więc się zbytnio nie przejmowałam. Jednak na początku grudnia straciłam apetyt, potrafiłam nic nie jeść przez cały dzień, tylko piłam soki i herbatę i tak codziennie tylko jedna kanapka rano i to było wszystko. Potem czułam się coraz gorzej, bardzo brzuch mnie pobolewał i napinał, ale myślałam, że jak chłopcy się przewracali w moim brzuszku, to dlatego tak się dzieje. Niestety po Świętach Bożego Narodzenia 28.12.2009 r. pojechaliśmy z mężem do lekarza, który prowadził ciążę i stwierdził, że to jest zatrucie ciążowe i dał mi skierowanie na patologię ciąży, więc na następny dzień z rana spakowaliśmy walizkę i pojechaliśmy do szpitala św. Zofii w Warszawie. Byłam podpięta do ktg przez 1,5 godziny i powiedziano, że mam delikatne skurcze, ale to normalne w 31. tygodniu, zrobili potem usg i też było wszystko w porządku, więc kazali mi dużo leżeć w domu i nic nie robić. Wypuszczono nas tego samego dnia do domu.
Nie zapomnę nocy z 3.01.2010 na 4.01.2010 r. Całą noc nie spałam, tak mnie bolał brzuch, miałam tak napięty, że nie mogłam oddychać, więc jak mąż tylko wrócił z pracy 4.01.2010 r. od razu pojechaliśmy do szpitala na ul. Karową w Warszawie i od razu wzięli mnie pod ktg i leżałam znów przez 1,5 godziny. Na początku wszystko było ok., ale po jakimś czasie jeden synek stracił tętno i tak było dwa razy, więc nie czekali na nic, tylko kazali mi podpisać zgodę na cięcie cesarskie. Mąż nic nie wiedział, co sie dzieje. Rozebrali mnie i wieźli na salę operacyjną, ale przyszli lekarze i powiedzieli, że jeżeli teraz zdecydują się na cięcie, to mogą chłopcy nie przeżyć, ponieważ jest 32. tydzień i mają nierozwinięte płuca. Byłam bardzo przerażona, nigdy tego dnia nie zapomnę, nie wiedziałam, co myśleć. W końcu lekarze zdecydowali, że podepną mnie pod sterydy, żeby przyspieszyć rozwinięcie się płuc, więc całą noc byłam podpięta pod sterydy i ktg, całą kolejną noc nie spałam, powiedziano mi, że po godz. 11.00 rano będzie obchód lekarski i lekarze zadecydują, co dalej. Czekałam z niecierpliwością na lekarzy, którzy powiedzieli, że miałam w nocy skurcze, których nie czułam, rano tak samo je miałam, ale mnie to nie bolało, chcieli, żebym jeszcze przez dwa dni wytrzymała, ale znów jeden synuś przestał oddychać, a potem drugi i od razu w 5 min mnie wieźli na salę operacyjną i bez zastanowienia dostałam znieczulenie w kręgosłup.
Po 10 minutach wyjęli pierwszego synka, ale go nie widziałam, po minucie drugiego, dali mi szybko pocałować, a potem nie wiedziałam, co się dzieje.
Po jakiś 10 minutach powiedziano mi, że są w ciężkim stanie i że na 10 pkt Apgar dostali 3, a po 5 minutach wzrosły na 7 pkt. Dopiero następnego dnia zobaczyłam synków. Mąż mnie zawiózł na wózku i okazało się, że są na OIOM-ie. Jak ich zobaczyłam, to myślałam, że umrę. Mieli tyle kabli podłączonych, byli tacy bezbronni, mali. Pierwszy syn ważył 1880 g i miał 47 cm, a drugi 1800 g i miał 42 cm. Nie mogli sami oddychać, mieli podpięty respirator, tlen, cepap – to było straszne. Chcieliśmy ich przytulić, ale nie wolno było, pozwolili tylko pogłaskać ich przez piec minut. Lekarze dopiero po 17 godz. po porodzie powiedzieli nam, w jakim stanie dokładnie są chłopcy. Okazało się, że urodzili się z niedotlenieniem mózgu i że jak przeżyją pierwsze 72 godz., to będą żyć. Modliliśmy się z całego serca, dostaliśmy psychologa, ale i tak nic nam to nie dawało. Chłopcy leżeli jeszcze przez ponad tydzień na OIM-ie.
Po moim wyjściu ze szpitala jeździliśmy codziennie dwa razy dziennie i ściągałam im mleko na miejscu i siedzieliśmy, ile sie dało. Odwiedziny były tylko do 19.00, a w domu odchodziliśmy od zmysłów. Po dwóch tygodniach trafili na Patologię Noworodka i leżeli tam przez jeszcze 6. tyg., dostawali mleko przez sondę, dopiero po 4 tyg. wyjęto ich do otwartego inkubatora. Wtedy ich przytuliliśmy i nie chcieliśmy ich oddać. To było piękne uczucie wziąć ich na ręce 🙂
17.02.2010 r. wypisali nas do domu. 2. syn miał niedokrwistość, jeździliśmy z nim co dwa dni na zastrzyki. Jeszcze do tej pory mają niedokrwistość, ale bierzemy witaminki, teraz w piątek 07.05.2010 r. mieliśmy usg główki i okazalo się, że jest nie najlepiej Kubuś ma wolną przestrzeń między mózgiem a kością, a Kacper ma płyny w mózgu. Jeździmy od lekarza do lekarza, neurolog powiedział nam, że jak nie będzie to rosło, to będzie dobrze oraz że ocenia ich rozwój na trzy miesiące a nie na cztery i że mamy z nimi ćwiczyć, kolejne usg mamy za trzy miesiące, robimy co tylko możemy, żeby naszym skarbom pomóc. Jeszcze czeka nas wizyta u naszej Pani Neonatolog i zobaczymy, co stwierdzi, czy potrzebne będą rehabilitacje. Obecnie chłopcy mają cztery miesiące i ważą 5200 g i żyjemy nadzieją, że kolejne badania i ich wyniki będą lepsze od tych.
Nie wiemy, jak zakończy się nasza historia. Skutki niedotlenienia widoczne są dopiero po kilku latach. Dla nas jest to w tej chwili nieważne, cieszymy się każdym dniem i każdym uśmiechem naszych synków. Wierzymy, że wszystko będzie dobrze i nadejdzie taki dzień, gdy problemy zdrowotne chłopców będą tylko przykrym wspomnieniem. Na razie nasze życie podporządkowane jest niezliczonym wizytom w specjalistycznych poradniach, m.in. neurologicznej, okulistycznej, laryngologicznej, neonatologicznej, ortopedycznej itd.
Trudno w paru słowach wyrazić, jak bardzo jesteśmy wdzięczni lekarzom i pielęgniarkom, dlatego korzystając z okazji:
DZIĘKUJEMY SZPITALOWI IM KS. ANNY MAZOWIECKIEJ UL. KAROWA 2 W WARSZAWIE, CAŁEMU ODDZIAŁOWI PATOLOGII NOWORODKA, WSZYSTKIM LEKARZOM I PIELĘGNIARKOM ZA URATOWANIE ŻYCIA NASZYCH SYNÓW I ZA TROSKLIWĄ OPIEKĘ.
Sierpień 2010
Witam wszystkich szczęśliwych rodziców wcześniaków:) Mamy sierpień 2010 nasze skarby mają już siedem miesięcy i dwa tygodnie, obecnie jest wszystko w porządku, jak na razie chłopcy nie chorują 🙂 i oby tak dalej 🙂 Jeszcze nie mają ząbków, ale czekamy, jak wyjdą pewnie z dnia na dzień. Kacperek już sam sie chwyta za nóżki i ściąga skarpetki, a Kubuś jeszcze nie chce, ale i na niego przyjdzie pora. Jeszcze nie siedzą sami, trzeba im pomagać, ale nic na siłę, my jesteśmy dobrej myśli, że sami niedługo usiądą 🙂 Tak to śmieją się całymi dniami, bawią się wszystkim, co tylko wezmą w rączki. Już po nich powoli widać, który jaki ma charakter. Kuba jest bardziej przytulakiem i nerwuskiem małym;) a Kacperek jest spokojniejszy, sam potrafi leżeć grzecznie w łóżeczku i się bawić oraz próbuje raczkować. Najfajniejsze jest, jak się ich połozy obok siebie, zjadają sobie rączki nawzajem, głaszczą po główce, śmiejąa i bawią 🙂 Normalnie jesteśmy dumni z naszych synków:) Dalej jeździmy po naszych lekarzach, mówią, że chłopcy prawidłowo się rozwijają i że do rówieśników brakuje im pół miesiąca, więc jest dobrze:) Niedługo mamy ważne usg przezciemiączkowe w szpitalu, gdzie rodziłam i zobaczymy, co wykaże. Jesteśmy dobrej myśli, że będzie wszystko dobrze i modlimy się o to.
Kontakt ze mną to: ewa.oleskiewicz@o2.pl lub nr gg 7677590
Pozdrawiamy:)
Ewa Oleśkiewicz
Luty 2011
Witamy ponownie 🙂
Zacznę może od tego, że nasze skarby mają już 13 miesięcy. Teraz to jest dopiero ciekawski świat dla nich, raczkują, uczą się chodzić, mają po 7 ząbków, coraz lepiej idzie im jedzenie:) Są małymi łobuziakami, których wszędzie jest pełno i wesoło:) Wstydzą się kontroli u lekarzy, których znają, mieliśmy ostatnio wizyty kontrolne i jak na razie jest wszystko dobrze:) 28.02.2011 r. mamy wizytę z Kubą na jeszcze jedno usg główki na Karowej, mamy nadzieję, że to już będzie ostatnia 🙂 Są tacy zazdrośni o siebie, że trzeba się z dwoma bawić, razem ich karmić. A jak się bawią sami, to trzeba na nich uważać, bo różne psikusy sobie robią:) Teraz, jak patrzę na nich, jak się uśmiechają, przytulają do nas, to daje nam to tyle radości, że aż łezki się kręcą w oku, co oni przeszli 🙂 Mówią tylko tata, baba i papa i nie mogę się doczekać, jak powiedzą mama. Jestem najszczęśliwsza mamą i dziękuje Bogu za takie skarby 🙂 Pozdrawiamy ciepło i serdecznie a wszystkim Wcześniaczkom i ich Rodzicom życzymy DUŻO ZDRÓWKA.
Lipiec 2011
Witamy Wszystkich ponownie:)
Tak myślę, od czego zacząć, więc wyniki badań są w porządku, teraz byliśmy na kontroli u neurologa, kolejna wizyta za pół roku, ocenił rozwój chłopców jako prawidłowy 🙂 W maju Kacper nam tylko zachorował na rota wirusa, leżał przez 9 dni w szpitalu, a Kuba był w domu. Dopiero jak wyszliśmy z nim, to zaraził się Kuba, ale podaliśmy leki i szybko minęło na szczęście. Chłopcy już biegają, nie patrzą pod nogi, wchodzą na wszystko co jest tylko możliwe, fakt małe dziecko, mały problem, ale wszystko da się przeżyć:) Jedzą wszystko, bo wszystko im smakuje, mają taki apetyt, że czasem mnie zadziwiają, ale dobrze, bardzo nas to cieszy, z tatusiem grają już w piłkę,rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Odkąd nauczyli się chodzić, to stopniowo coraz mniej tolerują
wózek. Teraz wszystko sami chcą robić.
Pozdrawiamy Was Wszystkich serdecznie
Listopad 2017
Witamy ponownie po takiej długiej przerwie. Jako mama chciałabym napisać, że najgorsze mam nadzieję, że za nami. Chłopcy rozwijają się prawidłowo, chodzą do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Wcześniejsze lata trochę się działo, często chorowali, potem jeszcze częściej jak poszli do przedszkola, ale trafiliśmy do dobrego specjalisty i skierował chłopców na usunięcie migdałów i muszę powiedzieć, że prawie od dwóch lat jest sukces, mniej chorują 🙂 W naszej rodzinie pojawiła się jeszcze jedna mała pociecha ? siostra chłopców ? Zuzia, która ma 3 latka. Z pewnością mogę powiedzieć, że są wspaniałymi braćmi, a siostra bardzo dużo od nich się uczy. Wiem, że przez te ostatnie lata jeszcze więcej się nauczyłam jako mama trójki dzieci i dziękuję wszystkim, którzy potrafią pomóc naszym dzieciom 🙂 Przesyłam parę zdjęć i pozdrawiam Wszystkich Rodziców i cała Fundację Wcześniak.