Przeczytałam wszystkie historie i zacznę jak większość z Was. Moja ciąża od początku była wręcz wzorcowa: wyniki idealne, przyrost wagi też, samopoczucie wspaniałe, bez dolegliwości typowo ciążowych. Tak było do początku 7. miesiąca. Zaczęło się od puchnięcia nóg i trochę gorszych wyników moczu, ale lekarz nie zauważył jeszcze niczego podejrzanego, dał mi tylko skierowanie na kolejne badania i Urosept. Gorzej poczułam się 21 sierpnia, miałam bóle w klatce piersiowej. Byłam przekonana, że w najgorszym wypadku mam zapalenie płuc. 23 sierpnia poszłam do swojego internisty, na szczęście był to mądry lekarz i najpierw zbadał mi ciśnienie, miałam bardzo wysokie. Wezwał zaraz karetkę i zawieźli mnie do szpitala. Byłam tam jeden dzień, bo na drugi przyszedł ordynator i poinformował mnie, że białkomocz nadal rośnie w zastraszająco szybkim tempie, a tętno dziecka jest coraz słabsze. Wysłał mnie do Kliniki w Krakowie, ponieważ brał po uwagę, że będzie trzeba przyjąć na świat wcześniaczka, a nasz miejski szpital nie jest przystosowany do opieki nad takim maleństwem. Po przybyciu na oddział Patologii Ciąży w Klinice na ul. Kopernika w Krakowie zrobiono mi KTG i po konsultacji zadecydowano o cesarskim cięciu.
Strasznie się bałam o mojego synka, miałam tylko jego! Po chwili od podaniu mi znieczulenia zewnątrzoponowego usłyszałam płacz dziecka, przeszło mi przez głowę “jakieś dzieciątko się urodziło”. Nie przypuszczałam, że to mój synek płacze, przekonałam się, że to jego głosik, jak mi go pokazali na parę minut – mogłam go pogłaskać i przekonać się, że nie jest tak źle. Dostał po pierwszej minucie aż 8 pkt Apgard. Potem wzięli go na Oddział Intensywnej Terapii Noworodkowej, spędził tam 27 dni. Przez cały ten czas był w inkubatorze, przez 2 doby podłączony był do respiratora, a przez 4 kolejne miał wspomaganie oddechu. Początkowo lekarze bali się o jego jelitka i nerki, ale po 2 dniach wszystko się unormowało. Zaczął dostawać mój pokarm, początkowo sondą i w minimalnych ilościach (dokarmiany był dożylnie), po ok. 5 dniach podawali mu już mój pokarm strzykawką w ilości 5 ml. Naukę ssania rozpoczęliśmy od ok. 20. doby jego życia. Uczył się wytrwale, tylko trzeba było robić częste przerwy na odpoczynek, to jednak była dla niego ciężka praca. Dzięki jego doskonałemu apetytowi i braku problemów z przewodem pokarmowym stale przybierał na wadze, co bardzo cieszyło lekarzy. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie to, że dostał zapalenia płuc i anemii. Przez jedną dobę miał przez to kłopoty z oddychaniem i podwyższoną temperaturę.
Z anemii dopiero miesiąc temu udało mu się wyjść, jak był w szpitalu dwa razy podawano mu krew. Miał też wylewy obustronne I stopnia, więc lekarz kazał się nimi nie przejmować. Kacperek był silnym i zdrowym chłopcem doskonale radzącym sobie ze ssaniem, jednak bardzo malutkim, dlatego lekarz prowadzący zadecydował, że w 28. dobie życia przeniosą go na Oddział Patologii Noworodkowej, gdzie będzie czekał na uzyskanie obowiązkowej wagi 2 kg.
Do domu przywiozłam go w 42. dniu jego życia. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie mogę być z nim 24 godzin na dobę. W szpitalu byłam co drugi dzień ok. 5 godzin – sama nie najlepiej się jeszcze czułam po cesarce. Wraz z wypisem dostaliśmy skierowanie do okulisty i termin wizyty u neonatologa – pediatry i do neurologa. Wszystkie badania są bardzo dobre, lekarze nie mają żadnych zastrzeżeń co do zdrowia mojego synka.
Kacperek ma teraz 10 miesięcy i przed sobą jeszcze wizytę u kardiologa (ma szmery w serduszku), neurologa (chce zobaczyć, jak radzi sobie z chodzeniem i mową) oraz u okulisty (kontrolne badanie wzroku). Mam nadzieję, że nadal będą zadowoleni z postępów rozwojowych i zdrowotnych mojego syna. Idąc na cesarskie cięcie, bardzo się bałam o mojego Kacpra, ale teraz widzę, że trafiłam na mądrych ludzi, którzy nie pozwolili, żeby mojemu Szczęściu stało się coś złego. Z tego miejsca chcę podziękować za opiekę nade mną i Kacprem lekarzom z Kliniki Położnictwa i Neonatologii w Krakowie mieszczącej się przy ul. Kopernika. Zdaję sobie sprawę, że gdyby zwlekali z decyzją, mój syn o ile by żył, mógłby mieć jeszcze cięższy start. To głównie dzięki nim moje dziecko jest teraz pogodnym, wesołym urwisem, który rozwija się co prawda z ok. 2-miesięcznym opóźnieniem, ale jak to lekarze określają – “mieści się w normie”. Dziękuję!
Katarzyna Pieczarka
Sierpień 2011
Dzień Dobry!
Nawet nie wiem, kiedy minęło te 7 lat, za tydzień mój Syn ma urodziny a od 1 września idzie do pierwszej klasy. Czas na podsumowania…
– 7 lat temu zaczynał się mój koszmar, ale też szczęście.
– 7 lat temu zaczęłam się bać, ale jednocześnie wtedy poczułam się matką.
– 7 lat temu czułam się strasznie samotna, ale z drugiej strony wiedziałam, że mam dla kogo żyć i że już nigdy nie będę sama.
– 7 lat temu zmieniło się całe moje życie, przedtem było szalone i nieobliczalne, teraz przyszedł czas na spokój i uściski mojego Synka. Kocham go.
Kacper jest wesołym chłopcem, wszędzie go pełno, jego głosiku, śmiechu. Nikt się nie domyśla, że urodził się jako wcześniak, że był taki maleńki, że nieraz bałam się o jego życie i zdrowie.
Pamiętajcie Drodzy Rodzice Wcześniaków, nasze Dzieci to dzielni Wojownicy. Walczą nie tylko o swoje zdrowie, ale też o nasze szczęście.
To Dzieci, które mają coś do zrobienia tu na Ziemi, będą wspaniałymi ludźmi, bo już są wspaniałymi dziećmi. Dlaczego? Bo są nasze 🙂
Pozdrawiam Was wszystkich
Wierzę, że i Wy za parę lat będziecie wspominać z łezką w oku, jak to było, gdy Wasze dzieci były maleństwami.
Wrzesień 2019
Teraz mój Syn skończył już 15 lat… kiedy to minęło??? Jest teraz super nastolatkiem, prawie dorosłym człowiekiem. W tym roku zaczął naukę w Technikum i jestem strasznie z niego dumna. Nikt nie powiedziałby, że jest wcześniakiem, teraz jest większy ode mnie, silniejszy i jest dla mnie dużą opoką. Dwa lata temu gdy umierała moja mama na nowotwór, zdał egzamin na dorosłość na 6 z plusem… Opiekował się swoją ukochaną babcią na równi ze mną bez słowa skargi.
Kocham go ponad wszystko i dziękuję codziennie za to że jest.