– 27. tydz., waga 830 g, dł. 39 cm, ur. 10.08.2003 r.
Witajcie kochani rodzice wcześniaków!
Oto historia mojego synka Kubusia, który przyszedł na świat trzy miesiące za szybko.
Chciałam w tym miejscu powiedzieć, że nie od razu udało mi się zajść w ciąże. Pierwszy raz udało się po trzech latach małżeństwa i był to wrzesień 2002 r. Niestety nie dotrwałam do końca, bo już w 8. tyg. ciąży poroniłam. Byłam zrozpaczona, ale nie o tym miałam pisać.
W marcu 2003 r. byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, gdy na teście pokazały się dwie magiczne kreseczki zapowiadające, że zostanę mamą. Radość przeplatała się ze strachem. Czułam się wspaniale, bo typowe ciążowe dolegliwości tak bardzo mi nie dokuczały, brałam wprawdzie tabletki na podtrzymanie (duphaston), ale wszystko było dobrze i wyniki, i USG. W 20. tyg. ciąży zaczął mi twardnieć brzuch, tak mocno, że utrudniał mi chodzenie. Zgłosiłam się więc do swojego lekarza, który zapisał magnez i wysłał na zwolnienie lekarskie. Po trzech tygodniach zwolnienia lekarskiego zakład pracy postawił mi warunek: albo wracam do pracy, albo mnie zwolnią. Nie zgodziłam się wrócić, więc mnie zwolniono (niestety mieli prawo – sprawdziłam). W czwartek (27. tydz.) byłam u lekarza na kontroli, który nie miał prawie żadnych zastrzeżeń oprócz ciśnienia, które jak przy każdej wizycie miałam trochę zbyt wysokie. W domu ciśnienie było w normie z małymi wyjątkami. Zalecenie lekarza to dalej kontrolować ciśnienie w domu. Niestety, pomimo że wszystko było w porządku, w niedzielę (10.08.03 r.) rano (4:00-5:00) zaczął boleć mnie dół brzucha i zaczęłam krwawić. Skurcze miałam prawie co chwilę, obudziłam więc mojego męża, który zadzwonił szybko na pogotowie. Karetka była natychmiast, a pani położna, która przyjechała, powiedziała, że mogą to być już skurcze porodowe. Byłam przerażona, przecież to dopiero 27 tydz., do rozwiązania zostało jeszcze całe 3 miesiące. Cały czas płakałam i cała się trzęsłam, nie potrafiłam nad tym zapanować. Bałam się o swoje maleństwo, że znowu je stracę. W szpitalu zbadano mnie natychmiast. Zrobiono USG i KTG. Z dzieckiem było na razie wszystko dobrze, ale niestety stwierdzono odklejające się łożysko, a krwiak, który powstał, powiększał się z minuty na minutę. Decyzja – cesarskie cięcie dla ratowania życia mojego i dziecka. Anestezjolog miał kłopoty ze znieczuleniem mnie, gdyż ciśnienie skoczyło mi na 190/120.
O 6:55 na świecie pojawił się nasz maleńki aniołeczek, który od tego momentu zaczął dramatyczną walkę o swoje życie. Kubusia pierwszy widział mój mąż, był zdruzgotany, chociaż tego nie okazywał. Wybudzając się, miałam nadzieję, że to jakiś zły sen – niestety była to gorzka, straszna rzeczywistość. Mały ważył tylko 830 g i miał 39cm, sam nie oddychał, stan był krytyczny. Kubuś dostał 5 pkt w skali Apgar. W ciągu 3,5 godz. został przewieziony do szpitala w Gdańsku Zaspie na oddział intensywnej terapii noworodków. Nasz skarbek został podłączony do respiratora na wysokich parametrach wentylacji. W drugiej dobie nastąpiły komplikacje, wystąpiła prawostronna odma opłucnowa. Założono dren, który miał przez 5 dni. Cały czas płakałam, nie potrafiłam się uspokoić, ja w Lęborku, a on w Gdańsku. Po trzech dniach zostałam wypisana, ponieważ nie mogłam usiedzieć w tym szpitalu, słysząc płacz innych dzieci. Zaraz na drugi dzień po wypisie pojechałam razem z mężem do naszego synka. Bardzo chciałam zobaczyć naszego skarbeczka, a jednocześnie strach ogarniał me serce. Kuba walczył z niedokrwistością, miał 3 razy przetaczaną krew. W pierwszym tygodniu zaczęły się zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej (obrzęki, hipoalbuminemia), wahania glikemii (hipoglikemia). Pokarm tolerował zmiennie. Przez miesiąc częściowe żywienie pozajelitowe, później był karmiony przez sondę, a następnie smoczkiem i przystawiony był do piersi (mleko ze wzmacniaczem pokarmu). Ze ssaniem świetnie dawał sobie radę od samego początku. Kubusia karmiłam piersią 5 m-cy. Niestety musiał być dokarmiany, ponieważ miałam za mało pokarmu. Pierwszy raz butelkę dostał 7 października, a 8 pierś. U małego stwierdzono też leukopenię. Po 16 dniach waga Kuby spadła do 810 g. Od tego momentu zaczęła stopniowo rosnąć. W drugim tygodniu życia już sam oddychał, ale przez miesiąc był jeszcze tlenozależny, miał duszności, tachypnoe, okresowe spłycania oddechu oraz krótkotrwałe bezdechy. Wszystko to przyprawiało mnie prawie o „zawał”, gdy te wszystkie urządzenia zaczynały piszczeć. Straszne uczucie. Na płucach u naszego skarba stwierdzono liczne trzeszczenia, co wskazywało na dysplazję oskrzelowo-płucną. Dostał więc na to leki i miał robione inhalacje. Od 17 września miał odstawione antybiotyki oraz kroplówki i radził sobie świetnie. Wyniki to potwierdzały. W USG mózgu stwierdzono krwawienia do OUN II / III stopień. Kolejne badania nie wykazały poszerzenia układu komorowego, a w ostatnich nie było po nich śladu. 19 września mogłam po raz pierwszy przytulić mojego malutkiego synka, ważył wtedy 1200 gram (kangurowanie). Uczucie niesamowite! Radość przepełniała całe moje serce. Chciałam jeszcze dodać, że każda zmiana sali sprawiała, że robiło mi się gorąco, nogi uginały się pode mną ze strachu, co się stało, gdzie jest mój synek. Tlen miał odstawiony po 2 miesiącach. Do Kubusia jeździłam codziennie 80 km, siedziałam przy inkubatorze, później przy łóżeczku i mówiłam do niego. Opowiadałam, co się dzieje na świecie, od kogo ma pozdrowienia i uściski oraz prosiłam, żeby się nie poddawał i był zdrowy. Tak się stało. 29 września pierwszy raz sama rehabilitowałam małego, ważył wtedy 1400g. Okropnie się bałam, że zrobię mu krzywdę. Cała się trzęsłam, ale musiałam się wziąć w garść i zacząć z nim ćwiczyć, bo przecież w domu nikt tego za mnie nie zrobi. Szło mi z dnia na dzień coraz lepiej i strach też był mniejszy. 30 września nasz aniołek został przeniesiony z inkubatora do łóżeczka. Byłam w „siódmym niebie”, bo to znaczyło, że wszystko jest dobrze i że może już niedługo wyjdzie do domu.
Chciałam jeszcze napisać, że lekarze i pielęgniarki oraz cały personel oddziału intensywnej terapii noworodka w Gdańsku Zaspie to wspaniali ludzie. Bardzo życzliwi. Pani doktor Beata Gis, która prowadziła naszego Kubusia, to wspaniały lekarz oraz cudowna i ciepła osoba. Zawsze była gotowa odpowiedzieć na nasze pytania i chętnie służyła pomocą. Bardzo, serdecznie dziękuję.
Mały został wypisany 24 października z wagą 1950 g w stanie ogólnym dobrym i oczywiście z „milionem” wizyt u specjalistów.
Najważniejsza wizyta to okulista, bo niestety retinopatia zaczęła posuwać się do przodu. Doszła do stopnia III/II, ale dzięki częstym kontrolom (nawet 2 razy w tygodniu) i szybkiemu skierowaniu na zabieg laseroterapii (12 listopada) nasz Kubuś ma prawie zdrowe oczka. Retinopatii nie ma, ale ma minimalnego zezika i niewielki astygmatyzm. W tej chwili nosi okularki.
Przez cały rok Kuba był rehabilitowany (na początku raz w tyg., później raz na dwa tygodnie). Inne wizyty też były i neurolog, i neonatolog, poradnia audiologiczna oraz usg mózgu.
Po wyjściu ze szpitala mały miał tylko raz antybiotyki, bo lekarz stwierdził jakieś skurcze na płuckach. Raz miał silną biegunkę i trzydniówkę, no i po drodze jakieś lekkie przeziębienie (może 2 razy).
W listopadzie 2004 r. nasz skarb zaczął samodzielnie biegać. Lekarze są bardzo zadowoleni z rozwoju i postępów Kuby. Nie mogą się nadziwić, że tak „duży” wcześniak (27 tydz.), tak wspaniale sobie ze wszystkim poradził. Cieszą się razem z nami. Kubusiowi po wcześniactwie pozostały 2 naczyniaki (na główce i pleckach), które już się zaczęły wchłaniać. Zostały mu liczne małe blizny na rączkach i nóżkach oraz jedna większa w prawym boczku po odmie.
W tej chwili nasz aniołek ma rok i 5 miesięcy, waży ponad 11 kg i jest okazem zdrowia, tryska energią i biega jak szalony. Jest naszą iskierką, radością i szczęściem.
Życzę wszystkim rodzicom, którzy w tej chwili przeżywają koszmar, tak jak my na początku, żeby ich maleństwa tak wspaniale poradziły sobie ze wszystkimi trudnościami tak jak nasz Kuba.
Chciałam jeszcze gorąco podziękować mojemu wspaniałemu mężowi, bez którego bym sobie nie poradziła. Pomimo że jemu było tak samo ciężko ja mi, to nie dał po sobie poznać i wspaniale się mną opiekował i podtrzymywał na duchu. Dziękuje Tobie skarbie i bardzo Ciebie kocham.
Jeszcze raz chciałam podziękować wszystkim z oddziału intensywnej terapii noworodków z Gdańska Zaspy, którzy przyczynili się choćby w najmniejszym stopniu do uratowania życia naszemu Kubie. W szczególności pani dr Beacie Gis za całokształt i pani ordynator dr Alinie Bielawskiej-Sowie za stworzenie tak wspaniałego oddziału z przyjazną atmosferą i opieką nie tylko dla dzieci, ale również dla ich rodziców.
„WIELKIE DZIĘKI” z całego serca.
Styczeń 2006 r.
Witamy wszystkich rodziców wcześniaczków!
Minął rok, odkąd pisaliśmy ostatni raz. Kubuś ma w tej chwili 2 latka i 5 m-cy i rozwija się bardzo dobrze, nie jeździmy już do żadnych lekarzy oprócz okulisty, u którego byliśmy 19 stycznia i efekt jest super. Jakub ma tylko minimalny astygmatyzm, a zezika już nie ma i nie musi już cały czas nosić okularków, tylko do rysowania i jak ogląda telewizję.
Praktycznie w ogóle nam nie choruje, tylko jakieś zwykłe przeziębienia i raz miał obustronne ropne zapalenie uszu.
Przez ostatnie kilka miesięcy Kubuś zaczął bardzo ładnie mówić i wszystko powtarza. Wiadomo, że jeszcze niektóre wyrazy mówi po swojemu, ale wychodzi mu coraz lepiej.
Jest bardzo żywym i pogodnym dzieckiem, nie widać już w ogóle po nim tego, że urodził się taki maleńki (830 g). Dogonił swoich rówieśników. Teraz jesteśmy w trakcie nauki „siusiania” na nocnik, ciężko mu to idzie. Kupkę zawoła, że chce.
9 listopada 2005 r. Kubuś został starszym bratem. Urodziła mu się siostrzyczka Julia w 38 tyg. z wagą 2700 g. Jest zdrowa. Jakub w stosunku do Julci zachowuje się super, nie widać u niego zazdrości. Głaszcze ją, całuje i mówi, że kocha.
To by było na tyle, za jakiś czas znowu się odezwiemy.
Życzymy wszystkim rodzicom wcześniaczków, aby ich dzieci szybko nabierały siły, rosły zdrowo i rozwijały się tak wspaniale jak nasz synek.
Życzymy również dużo siły i cierpliwości.
Anna i Edward Tyda
Styczeń 2013
Witamy!
Minęło bardzo dużo czasu od ostatniego naszego pisania. Ostatnio jak się odzywaliśmy, to nasz Kuba miał 2 latka i 5 m-cy, a teraz ma 9 lat i 5 m-cy i chodzi do trzeciej klasy, gdzie radzi sobie bardzo dobrze. Troszkę się obawialiśmy, czy nie będzie w tyle za rówieśnikami, ale nasze obawy były niesłuszne, bo jest świetnie.
Kubuś jest chłopcem mądrym, bardzo wrażliwym, najlepiej czuje się w sytuacji, gdy wszystko jest zaplanowane i wie, co go czeka. Strasznie szybko się denerwuje, jak coś mu nie wychodzi albo nie umie czegoś zrobić, ale wszystko daje sobie wytłumaczyć.
Chorować jakoś szczególnie nie choruje, ale są okresy, że troszkę częściej się to chorowanie przytrafia, takie przełomy wiosenno-jesienne. Z wizyt lekarskich zostały nam tylko kontrole raz w roku u okulisty. Lekarze są bardzo zadowoleni, ponieważ Kubuś widzi najmniejsze literki i nie ma zeza i ani śladu po laseroterapii.
W 2010 roku latem nauczył się jeździć na rowerze na dwóch kółkach, był z tego faktu bardzo szczęśliwy, bo nauka nie szła nam najłatwiej, ale w końcu się udało. Kubuś mimo, że ma mało lat, to ma już swoje hobby, którym są pociągi (i te stare, i te nowe), które uwielbia, na stacji mógłby stać godzinami i obserwować je. W ostatnim czasie zainteresował się dość mocno grami komputerowymi.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Kubuś rozwija się prawidłowo i że nie ma śladu po tym, że urodził się o wiele za szybko (27. tydz.), o przepraszam, jest mały ślad po naczyniaku na główce i kilka blizn na rączkach i nóżkach po igłach.
Pozdrawiamy wszystkich rodziców maluszków urodzonych przedwcześnie i życzymy dużo wytrwałości i wiary.
Anna i Edward Tyda