Dominika
– 31. tydz., 1415 g, 40 cm, 27.11.2008 r.
Hania
– 31. tydz., 1465 g, 39 cm, 27.11.2008 r.
Filip
– 31. tydz., 1470 g, 39 cm, 27.11.2008 r.
Witam,
Wielkie szczęście te nasze maluchy. To nasze pierwsze dzieci. Niestety juz zaraz po porodzie rozpoczęła się długa i trudna “droga do domu”. Dziewczynki trafiły na Oddział Neonatologiczny, Filip niestety był słabiutki i został przewieziony na OIOM dziecięcy. Już po pierwszej dobie wrócił do nas, bo tam dobrze go ocenili, ale niestety nie na długo. Jeszcze tego samego dnia wieczorem znowu OIOM, spadła mu saturacja, źle oddychał i (z tego co dziś pamiętam, kiedy wracam do tamtych dni), wszystko było źle… serduszko, kolor skóry, oddech… wszystko. Tam został podłączony pod respirator, spadła jego waga do 1240 g i jedyne co słyszałam przez telefon od lekarzy z OIOM-u, to było “no cóż, syn jest w stanie tragicznym”, a ja nawet nie mogłam go zobaczyć, bo jeśli opuściłabym Neonatologię, nie pozwoliliby mi wrócić na oddział i dziewczynki zostałyby też same. Tak więc mąż był z synem, ja zostałam z dziewczynkami. Co trzy godziny mój mąż przyjeżdżał do mnie, aby zabrać pokarm dla małego w specjalnym pojemniczku. Ja ściągałam mleko laktatorem, najpierw dostawał on dla Filipa, później ściągałam dla dziewczynek. I tak co trzy godziny (0.00, 3.00, 6.00, 9.00, 12.00, 15.00, 18.00, 21.00 i znowu nowy dzień).
Cala reszta to koszmarny sen. Okropni lekarze i siostry… oczywiście nie wszyscy, ale w tych chwilach tak ważne jest wsparcie. Tam w szpitalu mieliśmy go naprawdę niewiele. Na szczęście po tygodniu wrócił do nas Filip. Jego stan się ustabilizował .Byliśmy razem, w czwórkę, dziewczynki, mały, ja, no i mój mąż, który sprawił się w tym wszystkim na medal, odwiedzał nas tak często, jak to było możliwe!!!
Później czekaliśmy każdego wieczoru na kąpanie, a dokładniej na ważenie, bo waga to jeden z warunków wypisowych. Stopniowo stabilizowały się funkcje maluchów, oddech, puls, maluchy ładnie jadły, co dzień więcej, no i przybierały na wadze.
30 grudnia 2008 roku wyszliśmy wszyscy do domku! To był najszczęśliwszy Sylwester, którego dotychczas przeżyłam!!! Byliśmy w piątkę w domku. Przez pierwsze dwa miesiące nikt nas nie odwiedzał, bo poprosiłam o to, później tylko najbliżsi i tak bardzo powoli kolejni goście. Poradnie, poradnie, poradnie… ale wszędzie mówili nam, że jest dobrze (na szczęście!!!).
Dziś MALUCHY mają już skończone pół roku i ważą ponad 7 kg. Moje MALEŃSTWA. Tak bardzo je kochamy!!!
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich Rodziców i życzę wielu sił i wytrwałości, kiedy będziecie w podobnej sytuacji. Trzeba bardzo mocno wierzyć, że będzie dobrze, bo musi być dobrze!!!!
Justyna i Mariusz, szczęśliwi rodzice Dominiki, Hani i Filipa