28. tydz., 990 g, 41 cm, 7.05.2011 r.
Nie byłam przygotowana na to, co się wydarzyło. Mieliśmy z mężem jeszcze tyle do zrobienia, zanim nasze dziecko przyjdzie na świat. Jednak dzisiaj, kiedy trzymam w ramionach swoje maleństwo, powoli zapominam, jak długą i bolesną drogę przeszłyśmy.
Była to moja pierwsza ciąża, więc wszystko było dla mnie nowością. Przez pierwsze trzy miesiące zdarzały mi się pojedyncze krwawienia. Lekarze uspokajali, mówiąc, iż macica się oczyszcza bądź jest to krwawienie z polipa, który w wyniku ciąży powstał.
Będąc w 26. tyg. trafiłam do szpitala z sączącymi się wodami płodowymi. Powiedziano mi, żebym się przygotowała na to, iż w każdej chwili będą musieli zakończyć ciążę i że szanse na przeżycie dziecka to zaledwie 20%. Świat mi się zawalił w jednej chwili. Dostałam sterydy na rozwój płucek u mojego maleństwa. Na szczęście trafiłam do dobrego szpitala i akcję porodową udało się powstrzymać przez 3 kolejne tygodnie (tak bardzo ważne na tym etapie ciąży dla dziecka). Liczył się przede wszystkim każdy kolejny dzień ciąży. Ciągle podawano mi kroplówki i wykonywano ktg oraz inne niezbędne badania. Niestety pojawiły się skurcze, których dłużej nie udawało się powstrzymywać. Dostałam temp., co zwiastowało infekcję wewnątrzmaciczną. Trzeba było szybko wykonać cięcie cesarskie. Okazało się, że łożysko jest w fatalnym stanie, a dziecko było dwukrotnie owinięte pępowiną. Mogło się to skończyć tragicznie, lecz na szczęście lekarze podjęli prawidłową decyzję w samą porę.
Amelka przyszła na świat pod koniec 28. tygodnia ciąży. Dostała 9 pkt w skali Apgar. Stwierdzono hypotrofię wewnątrzmaciczną i niewydolność oddechowo-krążeniową. Pierwszy raz zobaczyłam ją dopiero następnego dnia. Nie mogłam przestać płakać. Była taka malutka i chudziutka, a jej ciałko pokryte było meszkiem. Wokół niej było bardzo dużo sprzętu, monitorów, różnych rurek i innych urządzeń monitorujących jej funkcje życiowe. Na szczęście nie wymagała respiratora i od razu potrafiła sama oddychać. Przez pierwsze 2 doby podłączona była zapobiegawczo do SIPAP. Początkowo żywiono ją dożylnie, lecz od 3. doby stopniowo wprowadzono żywienie troficzne. Odciągałam pokarm regularnie co 3 godz. Przynajmniej tyle mogłam dla niej zrobić. Z każdego przybranego przez nią grama cieszyliśmy się z mężem jak dzieci. Z powodu niedokrwistości dwa razy wykonano jej transfuzję krwi ? po czym za każdym razem bardzo poprawiały się jej wyniki. Pojawiło się kilka bezdechów, a dwa incydenty wymagały nawet stymulacji. Za każdym razem kiedy uruchamiał się alarm oznaczający spadek saturacji, serce stawało mi z przerażenia ? często były to jednak fałszywe alarmy, bo np. poluzował się czujnik lub w tym czasie ziewała ? ale jednak taki alarm działa bardzo stresująco. Okazało się również, że ma retinopatię 1. stopnia w jednym i 2. w drugim oczku.
W sumie Amelka spędziła w inkubatorze 37 dni. Był to bardzo ciężki okres dla nas wszystkich. Gdyby nie możliwość kangurowania, nie wiem, jak bym to przetrwała. Chyba dopiero dzięki temu uświadomiłam sobie, że zostałam już mamą. Gdy została wyłożona do łóżeczka, mogliśmy z mężem nareszcie bez ograniczeń tulić naszą córcię. Pozostało nam już tylko czekać, aż nauczy się ssać. Kiedy pierwszy raz zaczęła ciągnąć pokarm z butelki, pękaliśmy z dumy. Po wykonaniu kolejnej transfuzji w 46. dobie zmieniła się nie do poznania. Zaczęła wówczas pić, a właściwie pochłaniać pełne porcje mleka J. Nasza malutka kruszynka pokazała, że jest już samodzielna. Ze szpitala została wypisana po 54 dniach od urodzenia z wagą 2430 g.
Amelka niedawno skończyła 4 miesiące. Retinopatia wycofała się całkowicie. Aż ciężko nam uwierzyć, że waży już prawie 5 kg. Gaworzy, śmieje się, trzyma sama główkę, zaczyna się czołgać i rozwija się prawidłowo. Jesteśmy tacy szczęśliwi, że mimo iż urodziła się 12 tyg. przed terminem, wszystko jest na dobrej drodze. Pozostały tylko złe wspomnienia z tamtych dni, których dziecko na szczęście nie będzie pamiętać.
Wraz z mężem chcielibyśmy z całego serca podziękować za pomoc i opiekę w przyjściu na świat naszej córeczki: lekarzom ginekologom i neonatologom oraz położnym ze Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze, a także rodzicom innych historii zamieszczonych na stronie, które podtrzymywały nas na duchu i pozwalały wierzyć… Dziękujemy.