Radość i strach. Duma i przerażenie. Uśmiech i łzy. Emocje, które ciągle się przeplatały… Postanowiłam zrobić wszystko, żeby tym razem donosić ciążę jak najbliżej, wyznaczonego przez ginekologa, terminu.
Niemal od razu przeszłam na L4, chodziłam na częste kontrole do różnych specjalistów, regularnie robiłam wszystkie badania, pilnie strzegąc zaleceń lekarzy. Wszystko było dobrze, żadnych problemów, sytuacja dużo lepsza niż przy pierwszej ciąży. Nagle pewnego ranka pojawiło się silne krwawienie. Dalej to już szpital, cesarka i po wszystkim. Ponoć gdybyśmy przyjechaliśmy kilka minut później, dziecka nie udałoby się uratować… Na pytanie dlaczego łożysko się odkleiło, lekarz odrzekł, że po prostu mieliśmy pecha… że w ciąży to się czasem zdarza, pomimo tak dobrej opieki, jaką miałam.
Kamil ur. się w 30. tyg. ciąży, z wagą 1404 g, wylewem dokomorowym II stopnia i niedotlenieniem okołoporodowym. Dostał 4 punkty w skali Apgar, a jego stan był określony jako bardzo ciężki. W drugiej dobie życia został ochrzczony. Jak większość wcześniaków nie potrafił samodzielnie oddychać, miał silną anemię, kłopoty z układem pokarmowym. Przeszedł setki badań, w tym krwi (trzykrotnie przetoczonej), serca, kilkanaście RTG, badania neurologiczne, wzroku itd. To były bardzo trudne chwile, nasze kolejne dziecko walczyło o życie… W tym samym czasie ja walczyłam o pokarm dla niego. Ale powoli udało się! Każdy dzień był dla nas dniem dobrych wiadomości. A to odłączono respirator, innym razem skończyli podawać antybiotyki, potem syn zaczął tolerować moje mleczko, przybierał na wadze, samodzielnie oddychał, robił kupki itd. Każda z tych wiadomości dodawała nam skrzydeł, choć dla innych ludzi nie stanowiłaby nic nadzwyczajnego.
Przygnębiający był jeszcze widok wszelkich podłączonych rurek, kabli, wenflonów, plastrów, taśm klejących na cienkiej skórce i blizn po różnych zabiegach. Ale wszystkiego z czasem zaczęło ubywać, aż wreszcie inkubator zamienił się na podgrzewane (a potem zwykłe) „gniazdko” i nadszedł dzień wypisania, już dwukilowego, Maluszka do domu. Do szpitala przyjechaliśmy wówczas całą rodziną. Kamil poznał swoją siostrę – Beatkę, która przy okazji przypomniała swoją historię pielęgniarkom („ciociom”) i neonatologom, którym trudno było uwierzyć, że tak dobrze się rozwija. Przeżywaliśmy wówczas niezwykłą radość, która jest w naszych sercach do dziś.
Dziękujemy Oddziałowi Patologii Noworodka z Bielska-Białej. Cudowni ludzie, wielkie serca!
Grudzień 2016
Czas tak szybko mija… Kamil w sierpniu 2016 r. skończył już 3 lata. Mając na uwadze nasze liczne doświadczenia z pierwszym wcześniaczkiem, w pierwszym roku jego życia korzystaliśmy z pomocy fizjoterapeutów, uczęszczając na regularną rehabilitację. Z uwagi na szmery słyszalne w okolicach serduszka, anemię i niezamknięty po porodzie przewód Botalla pojawialiśmy się też na kontroli u kardiologa, do tego jeszcze wizyty u neurologa i okulisty. Kamień spadł nam z serca, gdy w kolejnych latach kilkakrotnie usłyszeliśmy, że mały rozwija się prawidłowo. Teraz u specjalistów badamy się profilaktycznie raz do roku.
Chłopak jest bystry, od początku chciał jak najszybciej dorównać swojej siostrze (bardzo chciał mówić, chodzić, jeść czy ubierać się samodzielnie,…), więc zmotywowany szybko osiągał kolejne progi rozwojowe. Usiadł gdy skończył pół roku, chodził po pierwszych urodzinach, potem przyszła kolej na rozwój mowy itd. Wszystko działo się błyskawicznie.
Tej jesieni nasz zuch rozpoczął swoją edukację przedszkolną. Jest wygadany, rozśpiewany, wykonuje czynności samoobsługowe, chętnie bawi się z innymi dziećmi. Ma dobrą pamięć i chętnie pomaga siostrze, mając nadzwyczajną świadomość, że niektóre rzeczy może zrobić szybciej lub lepiej niż ona (podaje jej buty, przyniesie chusteczkę, podniesie jej zgubę z ziemi, gdy – z uwagi na niedowidzenie – siostra nie może czegoś znaleźć), a jednocześnie nie lubi dzielić się swoim i zabawkami. Jest wrażliwy, nie lubi, gdy ktoś płacze, a z drugiej strony niejednokrotnie sam zanosi się od łez, gdy coś nie jest po jego myśli. Ku naszemu przerażeniu jest bardzo zwinny i bez obawy wchodzi na wysokie meble, skarpy, murki, krawężniki, wspina się, gdzie tylko może, nie zważając na konsekwencje swoich wybryków. Dużo skacze, biega, tańczy, nie lubi siedzieć w miejscu. Szybko opanował jazdę na hulajnodze i rowerze biegowym. Odważnie wdrapuje się na ścianki wspinaczkowe na placu zabaw czy długie zjeżdżalnie. Nie lubi lepkich substancji i nadmiernego hałasu, uwielbia pozować do zdjęć i prace plastyczne.
Razem z siostrą tworzą zgrany duet i dla nas – rodziców, są największym powodem do radości.